sobota, 29 czerwca 2013

9. We're Together Now....

(Sam)


Wczoraj przeżyłam coś magicznego... Gdy Max mnie pocałował... Nigdy nie czułam się bardziej szczęśliwa. Nie wiem dlaczego, ale wiedziałam, że Max mnie nie skrzywdzi.
Dzisiaj umówiliśmy się na oficjalną randkę, ale nie miałam pojęcia dokąd mnie zabiera. Bałam się trochę jego pomysłów, ale ufałam mu. Powiedział mi tylko, żebym ubrała się elegancko, najlepiej w sukienkę.
Po wyciągnięciu wszystkich ciuchów z mojej szafy znalazłam w końcu coś odpowiedniego.
Stara sukienka mojej mamy leżała spokojnie na dnie szafy w seledynowym pudełku. Delikatnie wyciągnęłam ją i przypomniało mi się jak dając mi ją powiedziała, że mam ją założyć na ważną okazję. Czułam, że będzie idealna na pierwszą randkę z Maxem.
Dobrałam do niej dodatki, nałożyłam delikatny makijaż i wyprostowałam włosy.
Kilka razy upewniałam się nawet która jest godzina i punktualnie o 17:00 czekałam gotowa w salonie.
Conor, który się po kuchni co chwilę na mnie spoglądał.
- O co Ci chodzi? - w końcu nie wytrzymałam.
- O nic. Po prostu ładnie wyglądasz. Jesteś strasznie podobna do mamy.
- Dziękuje braciszku.
Chwilę później zadzwonił dzwonek, a Conor jak szalony wybiegł z kuchni.
- Ej! To ja idę na randkę! Nie kradź mi chłopaka!
Chyba mnie nie usłyszał, bo szybko otworzył drzwi i zobaczyłam Maxa w eleganckim garniturze.
- Wow! Wyglądasz przepięknie - powiedział Max, a oczy by prawie wyszły mu z orbit.
- TY też niczego sobie. Do twarzy Ci w garniturze.
Szybko chwyciłam torebkę i wyszliśmy. Max jak zwykle otworzył mi drzwi do swojego samochodu i po wejściu ruszyliśmy w nieznaną i drogą.
Zatrzymaliśmy się dopiero pod jakąś restauracją, w której nigdy nie byłam.
Powoli wysiadłam podziwiając wygląd budynku. Max podszedł do mnie i z nim pod rękę poszliśmy w kierunku wejścia.
Max podszedł do mężczyzny, który obsługiwał gości.
- Rezerwacja na Maxa Georga. - powiedział do niego.
- Proszę za mną. - odpowiedział i poprowadził nas na sam koniec restauracji do pięknie przystrojonego stolika, który odgrodzony był od reszty restauracji. Wokół niego na podłodze rozsypane były płatki róż, a sama atmosfera byłam wręcz magiczna.
Stałam podziwiając to wszystko i nawet nie zauważyłam, że Max odsunął dla mnie krzesło i czeka aż usiądę.
Ocknęłam się dopiero gdy Max zawołał mnie i od razu usiadłam. Mój towarzysz poszedł w moje ślady i chwilę później patrzyliśmy sobie w oczy.
- Max tu jest pięknie. Jak ty to wszystko zorganizowałeś?
- Chciałem, żeby było wyjątkowo.
- Do tego wystarczy mi sama Twoja obecność. - powiedziałam zagryzając wargę.
Tą piękną chwilę zakłócił nam kelner podając nam talerze, prawdopodobnie z kolacją.
- Ale przecież nic jeszcze nie zamawialiśmy. - odparłam zdziwiona.
- Spokojnie. O wszystko zadbałem. - powiedział spokojnie Max.
Kelner podniósł pokrywkę ukazując apetycznie wyglądający kotlet schabowy w kształcie serca. Ten widok wywołał w mnie uśmiech.
- Pięknie się uśmiechasz.
- Dziękuje. - moje policzki zalały się rumieńcem.
Zaczęliśmy jeść w ciszy, którą przerwał inny kelner przynosząc butelkę czerwonego wina. Chwilę później czerwona ciecz trafiła do mojego kieliszka, tak samo do Maxa. Gdy już zostaliśmy sami, chłopak podniósł kieliszek na znak toastu.
- Wypijmy za ten wspaniały wieczór. - powiedział, a nasze kieliszki lekko się stuknęły.
Po kolacji nadszedł czas na deser.
Podczas trwania całego tego wieczory rozmawialiśmy i często śmialiśmy się. Śmiało mogę powiedzieć, że to najwspanialszy wieczór w moim życiu. Chciałabym żeby trwał wiecznie, ale niestety musiał się kiedyś skończyć.
Kidy wyszliśmy z restauracji, dopiero wtedy zorientowałam jaka późna pora była.
- Piękną noc nieprawdaż.- powiedziałam wpatrując się w gwieździste niebo.
- Prawda, ale nic nie jest piękniejsze od Ciebie.- mówiąc to, Max złączył nasze palce razem.
Drugi raz tego wieczoru zalałam się rumieńcem i nie chcąc, żeby Max zobaczył mnie w takim stanie odwróciłam głowę.
- Uwielbiam gdy się tak zawstydzasz.
Nic nie odpowiedziałam, na co Max podszedł do mnie od tyłu i położył dłonie na mojej talii. Poczułam Jego gorący oddech na moim karku i wyszeptał mi do ucha:
- Zawróciłaś mi w głowie.
W tej samej chwili odwrócił mnie i delikatnie złączył nasze usta. Na początku robił to powoli, ale z każdą chwilą pocałunek stawał się bardziej namiętny.
- Kocham Cię. - powiedział gdy oderwaliśmy się od siebie.
- Ja Ciebie też.
Przez chwilę patrzyliśmy sobie w oczy, aż do momentu gdy usłyszałam dzwony, które wybijały północ.
- Powinniśmy już wracać. - stwierdziłam.
- Masz rację. Jak nie dostarczę Cię całej i zdrowej do domu to Twój brat mnie zabije.
- Spokojnie, nie masz się o co martwic.
- Uwierz mi, mam. Conor powiedział mi, że jeśli kiedykolwiek Cię skrzywdzę to mnie znajdzie i zabije.
- Mój brat jest idiotą!
- Rozumiem go. Po prostu się o Ciebie troszczy.
- Ale żeby grozić mojemu chłopakowi?! - mój chłopak, jak to ładnie brzmi.
- Na jego miejscy zrobiłbym to samo.
- Tylko się nie zbratajcie przeciwko mnie!
- O to się nie martw. Jestem w 100% Twój.
Max musnął moje wargi i udaliśmy się w drogę powrotną. Wybraliśmy najkrótszą i zarazem najpiękniejszą drogę, czyli przez park, który nocą wyglądał niesamowicie. Księżyc świecił na tyle, że bez problemu poruszaliśmy się po parku.
Nagle przed nami pojawiła się postać. Na początku nie widziałam kto to, ale gdy księżyc oświetlił Jego twarz rozpoznałam w postaci mojego byłego chłopaka Adama. Gdy byliśmy razem traktował mnie jak śmiecia, a na koniec zdradził z pierwszą lepszą lafiryndom.
Zacisnęłam dłoń mocnej na ręce Maxa, który spojrzał na mnie zmartwiony nie wiedząc o co chodzi.
- Proszę, proszę kogo ja widzę. - Adam zauważył mnie i podszedł do nas. - Już sobie kogoś znalazłaś? Myślałem, że jak zwykle do mnie wrócisz.
- Nie chcę mieć z Tobą nic wspólnego. - odpowiedziałam mu po chwili.
- Oj skarbie; nie mów tak. Nie mów, że nie było Ci dobrze...
Do moich oczu napłynęły łzy, które zaczęły powoli spływać po moich policzkach.
- Nie waż się do Niej tak mówić. - wtrącił Max
- A ty co? Jej chłoptaś do zabaw?
- Lepiej się zamknij, bo źle skończysz. - Maxowi puszczały nerwy.
- Co mi zrobisz?
Maz nie wytrzymał i puszczając mnie podszedł do Adama. Szarpnął go za koszulkę i popchnął tak, że stracił równowagę i upadł. Ten jednak szybko wstał otrzepując swoje pobrudzone ziemią ubrania. Adam wyraźnie wkurzony zamachnął się uderzając Maxa z pięści w brzuch. On jednak nie był mu dłużny i przywalił mu w nos. Adam otarł rękawem lecącą krew z nosa i zwrócił się do Maxa.
- Może i teraz wygrałeś, ale to jeszcze nie koniec.
Adam odszedł, a ja patrzyłam przez chwilę jak odchodzi w szoku. Ocknął mnie dopiero Max, który opadł kolanami na ziemię. Nie zwracając uwagi na to jak byłam ubrana podbiegłam go Niego i przyklękłam przy nim.
- Boże Max! Nic Ci nie jest? - zapytałam zmartwiona przytulając Go.
- Myślisz, że taki debil podskoczy Twojemu chłopakowi? - zaśmiał się ocierając moje łzy, których nawet nie poczułam.
Pomogłam Mu wstać i powoli udaliśmy się w stronę mojego domu. Max odprowadził mnie pod same drzwi, twierdząc, że musi się upewnić czy trafiłam bezpiecznie.
Na pożegnanie przytulił mnie i pocałował. Gdy już ruszył w swoją drogę, weszłam do domu i zakończyłam ten dzień pełen wrażeń gorącym prysznicem i od razu poszłam spać.

---------------------------------------------------------------------------------------------------------
Rozdział w większości improwizowany, bo początkowa wersja była do dupy, więc mam nadzieję, że
wam się spodoba ;D
Przepraszam, że tak rzadko dodaję, ale wena mnie opuściła..... Postaram się coś szybciej napisać ;)
Komentujcie, bo to dla mnie bardzo ważne ^-^

Do następnego <3

poniedziałek, 17 czerwca 2013

8. So Kiss Me And Tell Me I'm The One...

(Max)

Siedziałem na kanapie tępo patrząc się w telewizor. Nawet nie wiedziałem co oglądałem, bo cały czas myślałem o tym, że wczoraj znowu nie udało mi się pocałować Sam.
Po pół godzinie postanowiłem, że zrobię to dzisiaj! Wyciągnąłem telefon z kieszeni spodni i napisałem do Sam.

Od: Ja
Do: Samantha
Spotkajmy się dzisiaj w parku za godzinę przy naszym drzewie.

Wysłałem wiadomość i chwilę później mój telefon zawibrował.

Od: Samantha
Do: Ja
Ok... To my mamy jakieś drzewo? o_O

Zaśmiałem się czytając sms i za chwilę pisałem już odpowiedź.

Od: Ja
Do: Samantha
Nie pamiętasz gdzie się spotkaliśmy? To jest nasze drzewo.

Od: Samantha
Do: Ja
Oszust! Po pierwsze: spotkaliśmy się ma gali. Po drugie: to jest moje drzewo!

Pisaliśmy tak przez chwilę, gdy zorientowałem się, że minęło już 40 minut, więc wstałem z kanapy i wyszedłem z domu krzycząc jeszcze: Wychodzę do chłopaków.
Szybkim krokiem poszedłem w stronę parku i już 6 minut później stałem przy stawku obok naszego drzewa. Chwilę później zauważyłem Sam idącą w moją stronę.
- Co jest takie ważne. że chciałeś się spotkać tutaj i że nie wystarczały Ci smsy? - zapytała przybliżając się do mnie.
- Po prostu chciałem się spotkać. - przytuliliśmy się na powitanie.
- A czy ty się przypadkiem przed chłopakami nie chowasz?
- Skąd to przypuszczenie?
 - Bo Tom biegnie w naszą stronę jak szalony wymachując rękami i krzycząc Max! Max!
Odwróciłem się w stronę, którą wskazywała Sam i zobaczyłem tego debila.
- Max! Max! Zapomniałeś komórki! - darł się jak papa na dachu.
- No kurwa, nie! - powiedziałem, chwyciłem Sam za rękę i zacząłem biec.
Wbiegliśmy głębiej w lasek obok parku. Nie zauważyliśmy nawet, kiedy zaczęło padać. Zatrzymałem się dopiero, gdy byłem pewny, że zgubiliśmy Toma.
- Max, o co cho....
Nie pozwoliłem jej dokończyć. Położyłem dłonie na jej policzkach, przyciągnąłem ją  do siebie i namiętnie pocałowałem. 
Czułem, że zaskoczyłem Sam, bo na początku była trochę zdezorientowana, ale po chwili oddała pocałunek.  Całowaliśmy się namiętnie stojąc w ulewnym deszczu i otaczającym nas pięknym krajobrazie. 
Przywarłem do niej bliżej i przejechałem delikatnie językiem po jej dolnej wardze prosząc o pozwolenie. Sam zrozumiała o co mi chodzi i lekko rozchyliła usta co mi w zupełności wystarczyło. Swoim językiem dotknąłem jej i razem zaczęły szaleńczo tańczyć.
Trwaliśmy tak przez chwilę, aż zabrakło nam tchu. Oderwaliśmy się od siebie ciężko oddychając i próbując uspokoić nasze tętna.
- Jesteś niesamowita - powiedziałem gładząc ją po policzku i zakładając jej niesforne, mokre kosmyki za ucho.
- Max...
- Shiii... Daj mi skończyć. Gdy Cię zobaczyłem pierwszy raz moje serce szybciej zabiło. Na początku nie wiedziałem co się ze mną dzieję i odpychałem wszelkie myśli, ale później, gdy ponownie się spotkaliśmy zrozumiałem, że się w Tobie zakochałem... Tak Sam... Kocham Cię.
- Max... Ja...
- Poczekaj... Wiem, że to głupio zabrzmi, ale chciałbym, żebyś została moją dziewczyną...
Sam popatrzyłam na mnie przez chwilę po czym spuściła głowę, patrząc na czubki naszych butów.
Spodziewałem się najgorszego, ale w końcu spojrzała, na mnie i powoli zbierała się by coś powiedzieć.
- Max... Myślę, że czuję to samo co Ty... Ten dzień gdy się spotkaliśmy coś we mnie zmienił... Musisz jednak wiedzieć, że już raz zostałam zraniona i na razie boję się komukolwiek zaufać.
- Całkowicie to rozumiem. - odpowiedziałem od razu. - Dam Ci tyle czasu ile tylko potrzebujesz.
Sam radośnie uśmiechnęła się.
- Może już wrócimy do domu? Jeszcze się zaziębimy w tym deszczu.
- Jasne, masz rację.
Objąłem ją ramieniem i tak udaliśmy się w kierunku domu Sam.
- Co do Twojego pytania. - odezwała się po chwili. - Tak... zostanę Twoją dziewczyną.
W tej chwili poczułem. że więcej mi do szczęścia nie potrzeba.
Ucałowałem ją w czubek głowy i dalej, już w ciszy, ruszyliśmy do domu.

---------------------------------------------------------------------------------------------------------
Z góry przepraszam za błędy, pisałam na kompie siostry i opornie mi to szło....
Angelika - W KOŃCU MASZ TEN MOMENT WIĘC MI JUŻ NI GROŹ ;D
Roxx - dziękuje skarbie za zajebisty tekst <3

Hyhy... Cały z perspektywy Maxia ;D Iza lubić ^-^

Mam nadzieję, że to coś się wam spodoba... Jestem kiepska w takich romantyzmach ;)
Do następnego ;**

niedziela, 9 czerwca 2013

7. Maybe I'm a mad man...

(Samantha)

- Conor! - zawołałam wychodząc z łazienki.
- Co? - usłyszałam głos brata.
- Gdzie moja szczoteczka?
- Kup sobie nową!
- Gdzie jest stara? - weszłam do jego pokoju.
Zobaczyłam go siedzącego na fotelu i czyszczącego buty.... moją szczoteczką!
- Pojebało Cię? - zawołałam.
- No co? Zawsze się czepiasz, że mam brudne buty, więc postanowiłem je wyczyścić.
- Ale dlaczego moją szczoteczką?
- Moja się nie nadaje.
- Jesteś nienormalny.
- A ty niezdecydowana.
Wyszłam z pokoju tego wariata i wróciłam do siebie. Ubrałam się w byle co i zeszłam na dół. W kuchni jak zwykle zrobiłam sobie płatki i usiadłam na kanapie w salonie. Chwyciłam pilot i włączyłam tv na jakimś filmie. Chwilę później dołączył do mnie niezwykle uradowany Conor.
- A ty co taki uhahany? - zapytałam brata.
- Idę dzisiaj do studia nagrać nową piosenkę!
- Czyli mam dom dla siebie? - Conor przytaknął. - Słodko.
- Tak więc żegnam. - wyczochrał mnie i poszedł szybkim krokiem w kierunku drzwi.
Miskę od płatków zaniosłam do zmywarki i zaczęłam myśleć o planach na dzisiejszy dzień. Na zegarze wybiła 11:00, a ja nie miałam pojęcia co ze sobą zrobić.
Nagle usłyszałam dzwonek do drzwi. Na początku pomyślałam, że to Conor, ale on przecież nie dzwonił by,  tylko wpadł jak dzikus. 
Gdy spojrzałam przez wizjer zobaczyłam uśmiechniętego Maxa. Lekko zdziwiona otworzyłam drzwi.
- Cześć! - rzucił cały czas się uśmiechając.
- Cześć. Co ty tutaj robisz?
- Postanowiłem Cię odwiedzić, chyba, że przeszkadzam
- Nie, nie przeszkadzasz. Wchodź. Akurat jestem sama, bo Conor poszedł do studia.
Zaprowadziłam Maxa do salonu i rozsiedliśmy się na kanapie.
- Dlaczego zaszczyciłeś mnie swoją obecnością? - zapytałam.
- Nudziłem się, więc postanowiłem się przejść i takim sposobem dotarłem do Ciebie.
- Jak mogłeś się nudzić w tym domu wariatów?
- Zdarza się.
- Herbaty? - zaproponowałam.
- Chętnie.
Poszłam do kuchni i nalałam wody do czajnika. Z szafki wyciągnęłam szklanki i czekałam aż woda się ugotuje. Nie zauważyłam nawet, kiedy Max stanął przy mnie i z wielkim bananem na twarzy patrzył jak miotam się po kuchni.
- A ty z czego cieszysz modę?
- Już uśmiechać się nie mogę?
- Nie! - powiedziałam i polałam go wodą z kranu, który akurat miałam odkręcony.
- O ty belzebubie! - krzyknął i rzucił się w pościg za mną.
Ja zaczęłam szybko biec, żeby uciec przed tym upierdliwym.. czymś!
Moją przewagą był fakt, że Max nie zna tego domu, więc miałam dużo możliwości do ukrycia się.
Niestety okazało się, że Max jest dość szybki i udało mu się jakimś cudem mnie złapać. Zrobił to tak gwałtownie, że wylądowaliśmy na podłodze. Nie dość, że mnie przygniótł, to na dodatek zaczął mnie łaskotać.! Nie no, tego to mu nie daruje.
- Max! Jeśli chcesz przeżyć to przestań! - wydusiłam przez śmiech.
- Najpierw czekam na przeprosiny. - rzucił tylko dalej mnie łaskocząc.
- To się nie doczekasz. Tak szybko się nie złamie!
Łysy widząc, że mówię prawdę przestał mnie łaskotać i od razu podniósł mnie z podłogi, ale nie zamierzał mnie puścić. Bez żadnych wyjaśnień udał się ze mną do mojego pokoju, a przez niego do łazienki. Ten debil postawił mnie dopiero w kabinie prysznicowej i włączył lodowato zimną wodę!
Nie byłam taka głupia i cały czas trzymałam Maxa tak, że oboje zmokliśmy.
- Ochłonęłaś trochę? - zapytał szeptając mi do ucha.
- Wręcz przeciwnie. - odsyczałam i korzystając z jego nieuwagi, wyszłam z kabiny. - A teraz wypierdalaj stąd, bo chcę się wysuszyć sadysto!
- Dobrze... Już się tak nie denerwuj... Belzebub! - rzucił i uciekł z łazienki.
Ja od razu zamknęłam za nim drzwi i zdjęłam mokre ciuchy. Ręcznikiem szybko wysuszyłam się i owinięta w niego weszłam do swojego pokoju. Na moim łóżku siedział uśmiany jak koń, mokry Max.
- Uspokój przyjaciela Łysy. - powiedziałam szukając w szafie jakiś ciuchów.
- O co Ci chodzi? - zdziwił się.
- Uśmiechasz się jak po grzybkach.
- Znowu się czepiasz mojego uśmiechu!
- I dalej się będę czepiać, a teraz za drzwi!
- Dlaczego? - udawał głupiego.
- Bo chcę się przebrać!
- Nie wstydź się. - rzucił tylko i całkowicie rozłożył się na moim łóżku.
- Boże, co za dziecko. - powiedział, chwytając ciuchy i zamknęłam się w łazience.
Wyszłam z niej 10 minut później już ubrana i doznałam szoku. Max nadal leżał na moim łóżku, tyle że w samych bokserkach.
- Czy Ciebie kompletnie i do reszty pojebało?
- No co?! Nie chciałem Ci połowy pokoju zmoczyć! - bronił się Max.
- To, co ty robisz sam w pokoju to nie moja sprawa....
- I to ja jestem ten zboczony? Mokrymi ciuchami Ci nie chciałem zamoczyć.
- Boże uchroń mnie przed Jego głupotą...
- Dasz mi może jakieś ciuchy?
- Poczekaj.
Wparowałam do pokoju Conora i od razu rzuciłam się na penetrowanie Jego szafy. Wyciągnęłam z niej jakiś t-shirt i jeansy, które były na niego za duże. Chwytając to wróciłam do swojego pokoju, rzucając ubrania na świecącego boskim kaloryferem Maxa.
- Ubieraj się. - powiedziałam, a On zrobił to co kazałam i chwilę później stał przede mną w ciuchach Conora. - Wyglądasz słodko. - skwitowałam i odwracając się do Niego plecami i wyszłam z pokoju.
Zauważyłam, że Max idzie za mną i razem już zeszliśmy na dół.
Postanowiliśmy, że odpuścimy sobie herbatę i zwyczajnie obejrzymy tv. Włączyłam akurat na jakiś kanał i akurat trafiłam na Glad You Came. Włączyłam tv na full i zaczęłam tańczyć. Max chętnie się do mnie przyłączył i z racji, że żadne z nas nie umie tańczyć, wyglądało to jak taniec godowy małp.
Chwilę później zmęczeni opadliśmy na kanapie. Nic nie mówiliśmy, tylko wyrównywaliśmy nasze tętno. Spojrzałam na Maxa, który w tym samym momencie spojrzał na mnie. Nasze oczy znowu się spotkały, a nasze usta dzieliło tylko kilka centymetrów. Nadal trochę ciężko oddychając to patrzyłam w Jego oczy, to na Jego usta. Byliśmy tyle blisko siebie, że nasze nosy się dotykały, a usta właśnie miały to zrobić....
- Sjeeeema ludziska!
Do domu z hukiem wpadł Justin, a za nim Patty.
Tak się przestraszyłam, że spadłam z kanapy, a Max rozglądał się zdziwiony chcąc dowiedzieć się co się dzieje.
- Cześć wam! - powiedziała radośnie Patty. - Sam, dlaczego leżysz na podłodze?
- Bo jakieś debile wparowały do MOJEGO domu i prawie dostałam zawału.
- Mam to coś. - powiedział Jus.
- Chyba hemoroidy. - rzuciłam gdy Max zbierał mnie z podłogi.
- Panowie pozwolą, porywam Sam. - odparłam Patty i chwytając mnie za rękę zaprowadziła do kuchni. - Gadaj!
- O co Ci chodzi? - kochałam ją jak siostrę, ale czasami na da się jej zrozumieć.
- No o TO... - zaczęła robić jakieś dziwne miny i wymachiwać rękami.
- Możesz mówić po ludzku?
- Czy ty i Max.... Ten tego?
- Czy ty się dobrze czujesz? - zapytałam patrząc na nią jak na mordercę chomików.
- Znakomicie! No ale ty masz mokre włosy, a Maz nosi ciuchy Conora, więc metodą dedukcji mogę podejrzewać....
- Nic nie możesz podejrzewać Sherlocku.... Po prostu wylądowałam z nim pod prysznicem....
- Ha!
- .... bo mu się naraziłam i chciał się zemścić. Skąd ty w ogóle wiesz, że On nosi ciuchy Conora?
- Ślepa nie jestem. Poznałam te za duże jeansy, które kupiłaś mu na urodziny.
- Ich nie da się zapomnieć. - powiedziałam i wróciłyśmy do chłopaków.
Okazało się, że to Conor zadzwonił do Jusa i Patty żebym się nie nudziła w domu. Nie potrzebnie nakrzyczałam na biednego Justina, który potem zamknął się w łazience i przez godzinę nie wychodził.
We czwórkę spędziliśmy resztę wieczoru, aż Max musiał wracać. Potem doszedł do nas Conor i w takim składzie postanowiliśmy obejrzeć jakiś film, który przyniósł mój braciszek.
Po skończonym seansie ledwo weszłam na górę i po wzięciu gorącego prysznica położyłam się ok 01:00 i od razu zasnęłam.

---------------------------------------------------------------------------------------------------------
Czyta ktoś to w ogóle?
Jeśli tak to komentujcie.... Proszę

Dla moich siostrzyczek, które zawsze komentują:
- Angeliki
- Patrycji

;**

Dodaję to dzisiaj jest specjalny dzień ;D Nathan po raz pierwszy wystąpił na scenie po operacji <3