niedziela, 1 grudnia 2013

16. I'm Glad You Came...

(Jay)

- Nie! Nie! Nie! Na moje włosy! Nie szarpcie tak tego! - krzyczałem na Nathana i Maxa.
- Ale to nie chce wejść! - odpowiedział Młody.
- To pchaj, a nie szarp.
- Nie idzie.
- Bo jesteś chucherkiem.
- To nich Max mi w końcu pomoże, a nie stoi i cieszy ryja.
- Max pociągnij to, bo Nathanek nie daje rady.
- A ja wczoraj spędziłem cudowne popołudnie z Sam...
- TAK! Wiemy, Sax forever! A teraz się zamknij i pociągnij za ten głupi stół!
- A Siva to co? - Nathan wskazał na Mulata kręcącego się koło słodyczy.
- Siva przestań wyżerać te ciastka!
- To jest silniejsze ode mnie. - odparł z pełną brownie mordą.
- To idź do Nareeshy, niech Cię czymś zajmie... tylko mi się tam nie seksić!
- Udało się! - krzyknął uradowany Nath, któremu w końcu udało się ustawić stół.
- Jestem z ciebie dumny kochanie. - powiedziałem i rozczochrałem mu włosy.
- Dont tacz maj grzywka! - oburzył się.
- Nie płacz, Maxio cię utuli. - Max zaatakował Natha uściskiem.
- Zamówić wam pokój? - zapytałem tych kochasiów.
- Tylko żeby była tam wanna z hydromasażem. - odparł Max niosąc podpałkę do grilla.
- To ja w takim razie poproszę łóżko wodne. - dodał Nath.
- Mam rozwiązanie - powiedziałem. - Max, przed wejściem do wanny nażryj się fasolki to będziesz miał bąbelki, a Nath'owi nalejemy wody do łóżka, to będziesz miał łóżko wodne.
- Wasz debilizm mnie dobija. - usłyszeliśmy znajomy głos i gdy się odwróciliśmy zobaczyliśmy Sam.
- Sam! Jak dobrze, że wpadłaś. - zacząłem
- ... pomożesz nam nosić stoły. - dokończył za mnie Max.
- Po pierwsze: wpadłam was pomęczyć, a nie nosić stoły, a po drugie: co tu się dzieje?
- Robimy urodzinowego grilla-imprezę. - wykrzyczał Nath.
- A kto ma urodziny? - zapytała.
- Mój chomik! - znowu odezwał się Nath, który skakał jak naćpany wokół stołu.
- To ty masz chomika?
- Tak! Ma na imię Vernon i jest taaaki słodziakowy.
- Młody chyba coś dzisiaj wąchał. - odparła Nareesha dołączając do nasz.
- Możliwe. Jest nad wyraz radosny. - powiedziałem.
- A może to miłość? - wtrącił Max.
- Chyba do samego siebie. - skwitowała Sam. - Wy tak naprawdę obchodzicie urodziny Nathanowego chomika?
- Nie. To Tom ma urodziny. - wyjaśniłem.
- Potrzebujecie pomocy?
- Jasne! W takim razie... - zaczął Max.
- Nie będę nosić stołów!
- Ok, ok. Spokojnie, nie masz co gryźć. - odparł Łysol.
- Chodź Sam, pomożesz mi w kuchni, a te szympansy ogarną ogródek. - wtrąciła Nareesha porywając Sam.
- Kobiety... Kto je zrozumie? - odparłem zarzucając włosami.
- Nathan! On ma dziewczęcą urodę! - krzyknął Max i zaczął uciekać przed młodszym.
- Się odezwała łysa pała! - darł się Nath, a ja z nudów pobiegłem za nimi.


(Samantha)

- A tak właściwie to gdzie jest solenizant? - zapytałam Nareeshy gdy wyjmowałam schłodzone napoje z lodówki. 
- Kelsey wzięła go na zakupy.
- Tom i zakupy? Z jego ADHD? Matko święta!
- Nie musisz mówić. Ostatnim razem jak byli na zakupach to Thomas zdemolował połowę centrum handlowego.
- Naprawdę?
- Nawet zoologiczny zdewastował.
- Zawsze myślałam, że jest zwierzęciem.
Zaśmiałyśmy się i chwytając talerze z mięchem na grilla i udałyśmy się do ogrodu gdzie chłopcy uprawiali jakieś rytualne tańce przed grillem.
- Co wy głąby robicie? Deszcz wzywacie?
- Nieeee. Grill rozpalamy geniuszu. - odpowiedział Jay.
- Jak tak wygląda rozpalanie grilla, to Max miał włosy.
- Ej! Miałem włosy. Jestem łysy z wyboru! - odezwał się mój ukochany.
- Wow... A wracając do tematu... Nie obraź się kochanie, ale 12 latek zrobiłby to lepiej.
- Daj nam chwilę, a zobaczysz cud! - odparł Max i pocałował mnie w policzek.
- Wiecie, że Tom przychodzi za 30 minut? - wtrąciła Nareesha.
- Damy sobie radę kochanie. W końcu grill to męskie zajęcie. - powiedział Siva.
- To brakuje tu tylko mężczyzn. - rzuciłam i wróciłam do kuchni by przynieść kartony z sokami.
Gdy już chciałam wrócić do ogrody usłyszałam huk i szybko pobiegłam by sprawdzić co się stało. Kiedy już byłam przy chłopakach zobaczyłam, że Max, Nath, Jay i Siva byli cali w sadzy, co najwyraźniej oznaczało, że mistrzowie grilla za bardzo się nie spisali. Ja oczywiście zamiast spytać czy dobrze się czują, zaczęłam się śmiać.
- To jest ten wasz cud? KABUM? - zapytałam przez śmiech.
- Zawsze to coś. - dodała Nareesha.
- Jak jesteście takie mądre to same rozpalcie grilla. - powiedział Jay i z resztą chłopców (bo mężczyznami ich nazwać nie można) odeszli fochnięci.
Ja i Nareesha bez problemu zabrałyśmy się za robotę i kilka minut później pieczone przez nasz kiełbaski zaczęły się rumienić. Akurat zdążyłyśmy na czas, bo przybiegł do nas zmachany Nathan mówiąc, że Tom i Kels są w drodze.
Szybko poprawiłyśmy to co się dało i niewinnie usiedliśmy przy stile wyglądając niewinnie.
Chwilę później do ogrodu wpadł Tom, za którym biegła Kelsey, a my na sygnał Maxa krzyknęliśmy zgodnie:
- Niespodzianka!
W tym samym czasie chłopcy wystrzelili serpentyny i konfetti, a solenizant dostał nagłego ataku ADHD i zaczął skakać i śmiać się jak koń na widok kostki cukru.
- Wszystkiego najlepszego szaleńco! - powiedziałam przytulając go.
- Sto lat! Sto lat! Niech Thomas żyje nam! - chłopacy zaczęli śpiewać przy okazji dobierając się do przekąsek.
Gdy już trochę się uspokoili zasiedliśmy przy stole i zaczęliśmy zajadać kiełbaski.
Po bardzo miłej kolacji, chłopcy przeszli to bardziej interesującej ich części, czyli... imprezy.

---------------------------------------------------------------------------------------------------------
Yey ;) W końcu rozdział ;D
Niedługo powinna się ukazać druga część tego rozdziału.

Mam nadzieję, że mnie nie nienawidźcie, za te moje słabe wypociny.... Przepraszam.

piątek, 4 października 2013

15. We're Gonna Lose Controle...

(Samantha)

- Kurwa Conor, czyś ty zgłupiał?
- Nie. Po prostu piszę piosenkę.
- Ale dlaczego w mojej sukience?
- No bo wiesz, jesteś moją muzą.
- Ja czy moje ciuchy?
- Ty mnie wkurzasz, więc co mam zrobić?
- Może się wyprowadzić?
- Dobry pomysł! Pomogę ci się spakować i możesz się wyprowadzać.
- Ja? Chyba oszalałeś!
- Hej! Co tu się dzieje? - wrzasnął na nas Justin, który nie wiadomo skąd, znalazł się obok nas.
- Rodzinna kłótnia, nie witać? - odpowiedziałam.
- Taaa... Jesteście przeuroczy jak się kłócicie.
- A chcesz zaraz poczuć na sobie ten mój urok? - zagroziłam.
- A co ty taka nerwowa dzisiaj?
- Bo takich dwóch idiotów utrudnia mi życie.
- Awww. My też cię kochamy! Zbiorowy uścisk! - Jus krzyknął i chwilę później on i Conor próbowali mnie zmiażdżyć.... Znaczy przytulili.
- Chło...opaki nie....mogę odd...ychać!
- To przez tą miłość w powietrzu. - odparł Justin i jeszcze bardziej zacisnął na mnie swoje ramiona.
Gdy już mnie puścili, głęboko zaczerpnęłam powietrza i kiedy mój oddech się ustatkował rzuciłam się na nich z poduszką (no niestety patelnia była za daleko).
- Wy sadyści! - krzyknęłam i niczym psychopata zaczęłam gonić ich okładając ich zady ową poduszką.
Z racji, że nie jestem dobra z wf-u, a moja kondycja pozostawia wiele do życzenia, szybko się zmęczyłam i padłam na kanapę. 
Odpoczywając poczułam głód i pomyślałam, że dobrze byłoby zrobić obiad. Poszłam do kuchni i po drodze wydarłam się na cały głos.
- Debile! Zbiórka w kuchni! - nie czekałam długo na odpowiedz.
- A skąd mamy wiedzieć, że to nie zasadzka? -  - usłyszałam głos Conora.
- A widzisz w moich rękach jakąś broń?
- Jesteś w kuchni; tam wszystko jest bronią! - teraz odezwał się Jus.
- Dobra, skoro nie jesteście głodni... - nie dokończyłam, bo ta dwójka delikwentów magicznie zjawiła się obok mnie.
- Kto niby powiedział, że nie jesteśmy głodni? - odparł Justin zaglądając do lodówki.
- To świetnie! W takim razie, zabierajcie się do roboty! - powiedziałam radośnie i wyszłam z pomieszczenia.
- Jak to my?
- Normalnie. Macie zrobić obiad. Mam to dla was przeliterować? Czekaj... Lepiej nie odpowiadajcie. Tylko to nie ma byś pizza na telefon!
- A co ty masz do pizzy na telefon? - nie odpowiedziałam, ale usłyszałam tylko głos Conora. - Świetnie! Najpierw na nas napadła, a teraz każe nam gotować!


(Justin)

- Co to jest? - zapytał Conor podstawiając mi pod nos jakąś paczkę.
- A co ja Gordon Ramsay?
- Faktyczne... On jest bardziej męski.
W tym momencie Conor oberwał tą dziwną paczkę, której zawartość rozsypała się po podłodze.
- O patrz! To makaron! - powiedziałem radośnie i nadal się śmiejąc wróciłem do przeszukiwania szafek Sam. W chwili, gdy wyciągałem z jednej kostki rosołowe, coś sypkiego wylądowało na mojej głowie. Zorientowałem się, że to Conor wysypał na mnie paczkę mąki.
- Już nie żyjesz! - wrzasnąłem i zacząłem rzucać w niego tym co miałem pod ręką, a a mianowicie... jajka.
Przyjaciel nie pozostawał mi dłużny i chwytając butelkę keczupu, zaczął wyciskać na mnie jej zawartość.
- Jak śmiesz marnować keczap?! - wrzasnąłem urażony.
- Jak śmiesz marnować jajka?!
- I tak ich nie lubię.
- To się przyzwyczaj bo jaj Sam to zobaczy to ci każę wpierdalać jajka do końca twojego życia.
Rozejrzałem się wokoło i zdałem sobie sprawę, że za długo nie pożyję. Kuchnia wyglądała jakby przeszedł tędy huragan. Spojrzeliśmy na siebie z Conorem (nie wglądając lepiej niż kuchnia) i już wiedzieliśmy co powinniśmy zrobić.


(Samantha)

Siedziałam w pokoju, czekając, aż chłopcy zrobią obiad, Przerażała mnie trochę wizja tej dwójki w MOJEJ kuchni, ale sama ich w to wpakowałam. Na pewno zrobią spaghetti, bo niczego innego nie umieją... Czasami nawet zdarzało im się spalić makaron.
Moje tragiczne przemyślenia na temat obiadu przerwała nagła chęć zadzwonienia do Maxa. Szybo zwlokłam się z łóżka i niczym ninja chwyciłam telefon wybierając jego numer.
- Witaj kochanie! - usłyszałam znajomy głos.
- Chyba Ci się mój drogi telefony pomyliły.
- Co masz na myśli skarbeńku?
- Nie nazywaj mnie tak idioto! - wydarłam się do telefonu.
- Co się stało cukiereczku? Napięcie przedmiesiączkowe cię dopadło?
- Tom! Oddaj Moxowi telefon!
- Sam?
- Nie, Święty Mikołaj. Tak, to ja!
- Sorry, pomyliłem telefony. Nie moja wina, że mamy takie same.
- A wysiliłeś się, by sprawdzić kto dzwoni?
- A wiesz, że tak?
- No i?
- No i co? - zaraz go chyba pacnę stołem przez łeb.
- Czy imiona Sam i Kelsey pisze się podobnie?
- Zależy.
- Niby od czego?
- Od tego czy ktoś jest lekarzem?
- A po kija mieszasz w to służbę zdrowia!?
- BO LEKARZE NIEWYRAŹNIE PISZĄ!
- Omg... Zaraz chyba zwariuję... Słuchaj Tom uważnie. Weź kartkę i długopis i nasz ładnie Sam i Kelsey. 
Po kilku minutach milczenia Thomas odezwała się jak siedmiolatek, który dostał swoją pierwszą piątkę.
- I ci, pisze się podobnie?
- Nie.
- TO JAKIM CUDEM MOGŁEŚ SIĘ POMYLIĆ?!
- To wina Maxa!
- Teraz w to mojego chłopaka mieszasz.
- Bo ten łysy pacan ma Cię zapisaną jako Dziubdziulek.
- Co?! Niech tylko spotkam tego idiotę!
- Hahahahahahahahahaha!
- Z czego rżysz smerfie?
- Z niczego.  Po prostu jaja z Ciebie robię.
- Thomasie Anthony Parkerze lepiej uciekaj bo jak Cię spotkam to wezmę moje obcęgi i ....
- Ok, ok rozumiem.
- Teraz daj mi Maxa. - po jakimś czasie czekania i krzyków Toma: Łysy, Twoja dziewczyna dzwoni, tylko uważaj, bo ma obcęgi! usłyszałam głos mojego ukochanego.
- Hej kochanie, co tam?
- Weź coś zrób z twoim kumplem - częścią rowera, bo moje nerwy nie wytrzymają.
- Haha, Tom zalazł Ci za skórę?
- A jak myślisz?
- Spokojnie skarbie, wynagrodzę Ci to. Co powiesz na piknik?
- Jestem na tak. Gratulację, przechodzi pan do następnego etapu.
- Spotkajmy się za 2 godziny przy naszym drzewie. Ja wszystko przygotuję.
- Już nie mogę się doczekać.
Pożegnałam się a Maxem i gdy zaburczało mi w brzuchu, postanowiłam zobaczyć jak chłopcy radzą sobie z obiadem. Zeszłam na dół i gdy weszłam do jadalni oniemiałam. Stół był elegancko zastawiony, a Justin właśnie kładł na nim półmisek z czymś co wyglądało naprawdę apetycznie.
- Sam. Perfekcyjne wyczucie czasu. Właśnie mieliśmy Cię wołać.
- Wow chłopcy. To wszystko wygląda genialnie! Chyba będę musiała was częściej zmuszać do gotowania.
- Taaa.... Mniej gadania, więcej jedzenia. - dołączył do nas Conor, który od razu rzucił się do dań postawionych na stole.
Ja i Jus poszliśmy w ślady Conora i wszyscy zabraliśmy się do jedzenia kurczaka z orzechami, który był przepyszny.
Po skończonym obiedzie, gdy chłopcy rzucili się na kanapę, zaczęłam zbierać talerze i ruszyłam z nimi do kuchni, by je pozmywać. Otworzyłam drzwi i...
- CONOR! JUSTIN!
- Uciekaj stary! Godzilla się obudziła! - zawołał mój braciszek i chwytając Jusa zaczęli uciekać.
- Boże, co za dzieci. - powiedziałam do siebie. - Wychodzę przygłupy! Jak wrócę ma być posprzątane!
Chwyciłam moją torbę i wyszłam z domu. Parę minut spacerkiem i byłam już w parku. Gdy dotarłam do naszego drzewa ujrzałam Maxa siedzącego na środku czerwonego koca, na którym postawione były różne przekąski.
Kiedy chłopak mnie zobaczył uśmiechnął się szeroko i machnął ręką w zapraszającym geście, bym usiadła obok niego.
- Niezła robota. - pochwaliłam go i pocałowałam w policzek.
- Starałem się.
- Za to należy się nagroda.
- A jaka? - zapytał zaciekawiony.
- A taka. - odparłam i pocałowałam go namiętnie.

---------------------------------------------------------------------------------------------------------
TA DAM! Długo mnie nie było, o nie? Miałam trochę czasu to proszę ;)
Postanowiłam, że rozdziały będą raz na miesiąc bo odkąd jestem w liceum nie mam na nic czasu. 
Mam nadzieję, że rozumiecie moją sytuację.

Rozdział dedykuję wszystkim czytającym. Kocham Was <3333


poniedziałek, 2 września 2013

14. Look Me In The Eyes...

(Max)

Powoli otworzyłem oczy, do których od razu wdarło się oślepiające światło poranka. Sam leżała wtulona w moją pierś, wyglądając jak anioł. Delikatnie pocałowałem ją w czubek głowy i by jej nie zbudzić powoli wygramoliłem się z łóżka.
Z drugiego końca pokoju podniosłem swoje bokserki i po włożeniu ich wymknąłem się z pokoju.
Przetarłem oczy dłońmi i omijając walące się dookoła śmieci udałem się do kuchni.
Z lodówki wyjąłem jajka i bekon i zabrałem się za smażenie jajecznicy. Gotowy posiłek wyłożyłem na talerz i postawiłem na tacy obok przygotowanej już szklanki z sokiem pomarańczowym.
Z tacą w rękach udałem się w drogę powrotną do mojego pokoju. Zamknąłem nogą drzwi i kładąc tace ze śniadaniem na stoliku nocnym. Wczołgałem się na łóżko obok ukochanej.
- Sam... Kochanie... WSTAWAJ! SZKODA DNIA!
Moim krzykiem tak przestraszyłem Sam, że aż spadła z łóżka.
- Co? O co chodzi? Co się stało?
- Śniadanie się stało. - odpowiedziałem z uśmiechem pedofila.
- Awww, zrobiłeś mi śniadanie? Lizus!
- Jaki lizus? - zrobiłem zdziwioną minę. - Po prostu nie mogę dopuścić, żeby moja ukochana była głodna.
- Mój ukochany lizus. - pocałowała mnie. - Teraz dawaj to śniadanie.


(Samantha)

Po śniadaniu zrobionym przez Maxa ubraliśmy się i zeszliśmy do salonu... a raczej tego co z niego zostało. Na kanapie siedzieli już jęczący Tom, Jay, Siva, Nathan, Conor i Justin.
- A tym co się stało? - zapytałam dziewczyn kręcących się po kuchni.
- A jak myślisz? Kaca mają ci słabeusze. - odpowiedziała Patty.
- Wszyscy?
- Jak widać. No może oprócz Maxa. - Nathalie uśmiechnęła się znacząco.
- Ja swojego faceta upilnować umiem.
- Ty mnie pilnowałaś? Przecież ty się upiłaś szybciej ode mnie!
- Nieważny szczegół. - powiedziałam i zaczęłam pomagać dziewczyną szukać środków przeciwbólowych.
Kilka minut później każdy chłopak dostał aspirynę i butelkę wody, a chwilę później cała skacowana ekipa zasnęła na kanapie. Reszta naszej paczki postanowiła zjeść na mieście. Oczywiści wzięliśmy też coś na wynos dla naszych pijusów.




- Max co ty wyprawiasz?
- Stój spokojnie, to niespodzianka.
- Nienawidzę niespodzianek.
- Ale tą pokochasz.
Stałam... gdzieś... nie wiem gdzie, bo mój ukochany chłopak, którego mam ochotę udusić zakrył mi oczy. Godząc się na wspólne popołudnie nie sądziłam, że zostanę pozbawiona wzroku i wywieziona w jakąś dzicz!
- Max! Jak zaraz mi wszystkiego nie wyjaśnisz to przysięgam na boga, że cię wykastruję!
- Ciekawe jak to zrobisz z zasłoniętymi oczami. - zaśmiał się, za to mi do śmiechu wcale nie było.
- Max!
- Jeszcze minutka skarbie.
Chwilę później poczułam jego palce z tyłu mojej głowy rozwiązujące opaskę znajdującą się na moich oczach.
Opaska opadła, a gdy moje oczy przyzwyczaiły się do światła słonecznego zobaczyłam, że jesteśmy w parku, a o jedno z drzew stała oparta gitara.
Chłopak podniósł ją i zaczął grać.Gdy tylko usłyszałam jego piękny głos i zobaczyłam go śpiewającego tylko dla mnie, ugięły się pode mną kolana. Ze wzruszenia z moich oczy powoli zaczęły płynąć łzy.
Max widząc moje łzy przestał grać i odrzucając gitarę w bok, podbiegł do mnie i przytulił.
- Co się stało kochanie? Zrobiłem coś nie tak?
- Nie, nie o to chodzi.
- To dlaczego płaczesz? - zapytał ocierając kciukiem łzy z mojego policzka.
- Po prostu to co zaśpiewałeś było piękne, a jeszcze żaden chłopak nic podobnego dla mnie nie zrobił. Jestem szczęśliwa.
- Zrobiłem to bo Cie kocham. A teraz przestań płakać, bo nie dostaniesz deseru...

----------------------------------------------------------------------------------------------------------
Dobra wiadomość....... ODZYSKAŁAM KOMPUTER!
Mam nadzieję, że teraz rozdziały będą pojawiać się częściej, ale to zależy od mojej znikającej weny...

Liczę na dłuuugie komentarze ;DDD

wtorek, 6 sierpnia 2013

13. We're Drunk On Love... Part 2

(Samantha) 

Całą paczką dojechaliśmy do domu chłopaków, w którym odbywała się impreza urodzinowa Jaya. Drzwi domu otworzył nam Max i gdy mnie zobaczył, zaniemówił.
- Wyglądasz przepięknie. - powiedział i objął mnie. 
- To za sprawa Nathalie i Patty.
- Dla mnie pięknie wyglądasz nawet w stroju górnika.
- Dobrze wiedzieć. - odpowiedziałam i czule pocałowałam go.
Weszliśmy do środka i od razu podeszłam do Jaya, który opróżniał puszkę z piwem.
- Wszystkiego Najlepszego staruchu! - zawołałam z entuzjazmem.
- Ej! Aż taki stary to ja nie jestem.
- Już dobrze i tak wiem swoje. - zaśmiałam się. - Dziękuje za zaproszenie. A to dla Ciebie.
Podałam mu paczkę, w której znajdował się wielki, szklany kufel do piwa.
- Mam nadzieję, że to nic żywego. - zaśmiał się chłopak.
- O to się nie musisz martwić. To coś raczej dla Ciebie przydatnego. - odpowiedziałam i zostałam porwana przez Maxa do tańca.
Bawiłam się świetnie tańcząc z Maxem. Nigdy nie spodziewałabym się, że mój drogi chłopak tak świetnie się rusza. Te bioderka...ahhh!
Po kilku piosenkach dopadło mnie zmęczenie, więc powiedziałam Maxowi, że idę się napić, a sam zaczął tańczyć z Jayem.
Podeszłam do baru, który odsługiwał Tom.
Bez żdnych pytań chłopak postawił przede mną kieliszek whiskey.
- Chciałam sok, ale whiskey też może być. - powiedziałam z uśmiechem i wypiłam trunek.
- Dziewczyna, która umie pić! - zachwycił się. - Max jest szczęściarzem.
- A żebyś wiedział.
Rozejrzałam się po pomieszczeniu i zamarłam. Mój wzrok zatrzymał się na Patty, która całowała się z Justinem.
Patrzyłam się ma nich przez chwilę z lekkim szokiem, aż Nath wyrwała mnie z transu.
- Mówiłam Ci, że będę razem. - powiedziała popijając cole. - Conor wisi mi dychę.
- Znowu się założyliście?
- Wiesz przecież, że kocham oskubywać z kasy Twojego brata.
- Oj wiem, wiem.
- Pani wybaczy, ale porywam moją księżniczkę. - niespodziewanie Max pojawił się koło nas i porwał mnie.
- Nie wiedziałam, że jestem twoją księżniczką. - powiedziałam, gdy kołysaliśmy się w rytm muzyki.
- Jeśli to Ci się nie podoba, mogę mówić do Ciebie ''moja bogini''.
- Nie nazywaj mnie tak.
- Dlaczego?
- Bo tego nie lubię.
- Dobrze.... Księżniczko.
- Dupek! - powiedziałam, uderzyłam go w ramie i odeszłam z udawanym fochem.
Max natychmiast do mnie podbiegł, łapiąc mnie w talii i przyciągając mnie do swojego ciała.
- Przepraszam skarbie. - wyszeptał opierając się podbródkiem o moje ramie.
- Nie wiem, czy mogę Ci wybaczyć. - nadal udawałam obrażoną.
- Zrobię dla Ciebie wszystko.
- W takim razie... Wybaczam Ci.
Odwróciłam się w Jego stronę i namiętnie pocałowałam go.
Nasz moment szybko minął, bo podszedł do nas solenizant i poprosił mnie do tańca.
- Bardzo chętnie. - odpowiedziałam i poszłam z Jayem na parkiet.
Kilka piosenek później znalazłam się w ramionach brata, który jęczał, że znowu przegrał zakład z Nathalie.
Po piosence znowu podbiegł do nas zniecierpliwiony Max.
- Odbijamy! - powiedział i złapał mnie w talii.
- Nie lubisz się ze ,mą ma długo rozstawać?
- Każda sekunda bez Ciebie jest jak piekło.
- Kocham Cię. - powiedziałam i przywarłam moimi wargami do jego.
- Chodź ze mną. - odparł, gdy się od siebie oderwaliśmy.
- Dokąd?
Nie odpowiedział. tylko złapał mnie za rękę i pociągnął w stronę schodów prowadzących na piętro. Skręciliśmy w stronę jego pokoju i weszliśmy do niego.
Max oparł mnie o ścianę i zaczął całować po szyi. Zarzuciłam swoje ręce na jego kark, przylegając do niego jeszcze bardziej. Max złapał mnie za udo, a ja podskakując, oplotłam swoje nogi w jego pasie.
Nadal obdarzając mnie pocałunkami oparł ręce na moje plecy i przeniósł nas na łóżko.
Badając dłońmi moje ciało, zaczął zdejmować moją sukienkę.
Gdy już ją ze mnie zdarł, ja zaczęłam majstrować przy jego spodniach.
- Na pewno tego chcesz? - zapytał przerywając pocałunek.
- Bardziej niż czegokolwiek. - odpowiedziałam i z powrotem złączyłam nasze usta.
Z pomocą Maxa zdjęłam jego koszulkę i spodnie, a chwilę później dobierałam się do jego bokserek.
W tym samym czasie Max zdjął mój stanik, a zaraz potem moje majtki.
Gdy już nasza bielizna leżała w odległym kącie pokoju, Max zdecydowanym ruchem wszedł we mnie.
Jęknęłam i wygięłam się w łuk. Mój ukochany zaczął poruszać się coraz szybciej, dając mi maksimum przyjemności.
Kiedy oboje doszliśmy, upadliśmy zmęczeniu na łóżko ciężko oddychając. Przytuliłam się do Maxa, a on okrył nasz kocem
- Kocham Cię. - szepnął całując mnie w czubek głowy.
- Też Cię kocham. - odpowiedziałam i odpłynęłam w głęboki sen w ramionach mężczyzny, którego kocham.

----------------------------------------------------------------------------------------------------------
Nie wypowiadam się na ten temat....
Pretensję proszę kierować do Angeliki, która kazała mi to napisać ;D

Rozdział miał być wcześniej, ale mój laptop jest martwy, więc na razie zajmuje siostry.

Zapraszam na mojego nowego bloga z one shot'ami:
http://teen-wolf-stories.blogspot.com/

Do następnego ;3

niedziela, 28 lipca 2013

12. We're Drunk On Love.... Part 1

PIĄTEK

(Patty)

- Ubierz tą zieloną!
- Nie.. Jest zbyt skąpa.
- Ale Maxowi się spodoba.
- To chyba raczej ja mam mu się podobać, a nie moja sukienka.
- Jak będziesz tak dalej marudzić, to w takim tempie w nic Cię nie ubierzemy!
- Mam iść nago? - oburzyła się Sam.
- To Maxowi na pewno się spodoba. - znowu wtrąciła Nath, która od pół godziny była gotowa.
- Ty mi lepiej pomóż ją w coś ubrać! - zaczynałam się denerwować, bo zostało nam mało czasu.
- Bez nerwów siostrzyczko. W tej Sam będzie wyglądała pięknie - powiedziała wyciągając z jednej z toreb sukienkę.
- Idealna! - powiedziałam zachwycona. - Idź się przebrać.
Wepchnęłam Sam z sukienką do łazienki, a sama przed lustrem poprawiłam swoją kreację.
Kilka minut później Sam pojawiła się w drzwiach łazienki.
- Wow! Max padnie jak Cię zobaczy! - powiedziałam oczarowana jej wyglądem. - Teraz siadaj. Nath zrobi Ci fryzurę, a ja makijaż.
Niedługo później nasza trójka była gotowa. Nie wiedziałyśmy tylko co z chłopakami, bo wygnałyśmy Conora do Justina i teraz nie dają znaku życia. Mieli po nas przyjechać, a od 10 minut byli spóźnieni. Wiedziałam, że nie można im zaufać.
Po paru(nastu) telefonach do nich w końcu się zjawili. Ledwo, ale jednak zmieściliśmy się do samochodu Jusa i ruszyliśmy.
Gdy stanęliśmy przy drzwiach otworzył nam Max, który zaniemówił, gdy zobaczył Sam, co oznaczało, że Nathalie i ja dobrze się spisałyśmy.
Chłopak zaprosił nas do środka, a sam zajął się swoją ukochaną. Cała nasza reszta udała się w stronę pijącego piwo solenizanta. Złożyliśmy mu życzenia i zaczęliśmy imprezę.
Gdy tylko usłyszałam muzykę zaczęłam tańczyć. Zauważyłam, że przystojny szatyn z pięknymi piwnymi oczami zmierza w moją stronę.
- Zatańczysz ze mną piękna nieznajoma? - zapytał gdy stanął naprzeciw mnie.
- Jestem Patty. I z wielką chęcią zatańczę. - odpowiedziałam z uśmiechem.
- A ja jestem Scott. - szepnął mi na ucho i zaprowadził na środek parkietu, obejmując mnie w talii.
Przetańczyliśmy całą piosenkę, a ja wcale nie miałam ochoty wypuszczać go z uścisku. Niestety nasz taniec został brutalnie przerwany.
- Odbijamy! - krzyknął radosny jak zwykle Justin, który do nas podszedł. Czasami nawet zastanawiał się czy on czegoś nie bierze, bo jak można być tak radosnym 24/7?
- Liczę na jeszcze jeden taniec. - z rozmyślań wyrwał mnie delikatny głos Scotta, po czym chłopak odszedł.
- Co to było? - zapytałam Justina, który poderwał mnie do tańca.
- Ale o co Ci chodzi?
- Nie widzisz, że starałam się go poderwać?
- Wielki mi rzeczy.... Masz przecież mnie!
- Ale mi pocieszenie. - wywróciłam oczami.
- No chyba mi nie powiesz, że mnie nie kochasz? - zrobił minę zbitego psiaka.
- Ciebie nie da się nie kochać. - odparłam i wyczochrałam jego idealne włosy.
Popatrzyłam w te piękne, błyszczące oczy, który cały czas mi się przyglądały. Miałam już coś powiedzieć, ale Justin zrobił coś, czego nigdy bym się nie spodziewała.... Pocałował mnie.
Na początku zrobił to delikatnie, żeby mnie nie wystraszyć, gładząc przy tym mój policzek.
O dziwo spodobało mi się to i oddałam pocałunek, który stawał się coraz bardziej namiętny.
Chwilę później oderwaliśmy się od siebie, by zaczerpnąć powietrza. Spojrzałam niepewnie na Jusa, który oblizywał swoje wargi jakby chciał zapamiętać mój smak.
- Justin...
- Jesteś wspaniała... Nigdy nie spotkałam osoby takiej jak ty.
Uśmiechnęłam się, a Justin złączył nasze ręce.
- Będę zaszczycony, gdy zgodzisz się zostać moją dziewczyną panno Blake. - powiedział patrząc na mnie, jakby z niepewnością.
- Będę zaszczycona nią zostać panie Bieber.
Gdy to powiedziałam Justin złapał mnie w pasie i zakręcił jak na tych wszystkich filmach romantycznych.
W tej chwili czułam, że jestem najszczęśliwszą dziewczyną na świecie.

----------------------------------------------------------------------------------------------------------
KABUM!
Cieszycie się? Mam nadzieję, że tak ;D Dodałam po długiej nieobecności..... Przepraszam, ale staram się w ogóle coś napisać, bo obiecałam mojej kochanej siostruni, że nie zawieszę ;**

Mam do was pytanko.... Napisałam pewien one shot (czy jak to się nazywa) oparty na serialu Nastoletni Wilkołak i miałam pomysł, by założyć bloga z nimi... Ale nie jestem pewna, czy ktoś to by czytał.... Proszę, wyraźcie swoje zdanie na ten temat, bo potrzebuje rady ;)

Ten rozdział dedykuje Dreamer.♥  Twój komentarz sprawił mi wielką radość ♥  

Do części 2  <3

niedziela, 14 lipca 2013

11. It's Not The Way She Smiles...

(Max)


Patrzyłem na Samanthe, która nadal spała. Wyglądała uroczo z poczochranymi włosami. Przejechałem opuszkami palców po jej policzku i delikatnie pocałowałam w czoło.
- Max. Zbiórka w kuchni. - zawołał mnie szeptem Justin, by nie obudzić dziewczyn.
Oderwałem się od Sam i przecierając twarz rękoma udałem się do kuchni.
- O co chodzi? - zapytałem Jusa i Conora.
- Co powiesz na to, żeby przygotować dziewczyną śniadanie?
- Dobry pomysł. - powiedziałem i tak jak cicho mogliśmy zaczęliśmy przygotowywać kanapki i jajecznicę.
Conor przygotował trzy tacę, na których umieściliśmy po kilka kanapek, talerz jajecznicy i szklankę soku pomarańczowego.
Do tego małe wazoniki z różami. Żółta dla Nathalie, czerwona dla Patty i herbaciana dla Sam.
Chwyciliśmy tacę i podeszliśmy do nadal śpiących dziewczyn.
Położyłem się koło Sam i delikatnie ją pocałowałem.
- Wstawaj śpiochu. - szepnąłem jej do ucha.
Sam cicho jęknęła i powoli otworzyła oczy. Gdy mnie zobaczyła automatycznie się uśmiechnęła, a ja pocałowałem ją w jej śliczny nosek.
- To tyle? - zapytała wyraźnie rozczarowana.
- Najpierw śniadanie. - odpowiedziałem podając jej tace.
- Wow! Sam to zrobiłeś?
- Z Conorem i Jusem.
- Zrobiliście coś, czy to dzień dobroci dla nas?
- To już własnej dziewczynie śniadania nie mogę zrobić?
- No dobra... A co z Conorem i Justinem? - Sam wskazała na chłopaków beztrosko rozmawiających z Patty i Nath.
- Może mają w tym jakiś interes; ja nie wiem.
- Patrz jak Conor i Nath na siebie patrzą...
- Myślisz, że oni mają się ku sobie?
- Ja tylko mówię co widzę. Dobrze było gdyby mój braciszek kogoś sobie znalazł.
- Na przykład Nathalie...
- Ja nic takiego nie powiedziałam... Na razie. - odparła i wpakowała kanapkę do buzi.
Uśmiechnąłem się i ukradłem jej jedną.
- A czy to nie miało być dla mnie? - zapytała z pełną buzią.
- Nie bądź taka samolubna. Podziel się ze swoim głodującym chłopakiem.
- Coś na głodującego mi nie wyglądasz grubasie.
- Grubasie? Patrz na te mięśnie!
- Widziałam lepsze... - odparłam obojętnie.
- Niby u kogo?
- A se spójrz na Jusa. Oto prawdziwi mężczyzna!
- Takie chucherko? Ty chyba prawdziwego mężczyzny nie widziałaś!
- I chyba już nie zobaczę.
- To spójrz na swego mena!
- Yyy... Nie ma szału.
W tym momencie rzuciłem się na nią i zacząłem łaskotać, gdzieniegdzie całując. Sam wybuchłam uroczym śmiechem, a ja nie przestawałem zadawać jej tych tortur, mimo jej próśb.
Nagle usłyszałem dźwięk mojej komórki. Pocałowałem Sam w czoło i zszedłem z niej.
Chwyciłem telefon i sprawnym ruchem go odblokowałem, nie patrząc nawet kto dzwoni.
- Siema stary! - usłyszałem radosny głos Jaya.
- Siema. Stalo się coś?
- Nie... Zgaduje, że jesteś u Sam?
- Bingo.
- To świetnie! Chciałem żebyś zaprosił Sam i jej przyjaciół na moja imprezę urodzinową.
- Super. Zaraz im o tym powiem.
- Świetnie! To ja nie przeszkadzam w tym... No... Co robicie. - powiedział i rozłączył się.
Radosny jak osioł na widok marchewki przytuliłem ukochaną.
- Jay zaprasza na swoje przyjęcie urodzinowe.
- Mnie? - zdziwiła się.
- Oczywiście, że Ciebie, głuptasie. Chłopcy Cię uwielbiają. W dodatku umawiając się ze mną, umawiasz się z całym zespołem. - delikatnie pocałowałem ją w zarumieniony policzek. - wy także jesteście zaproszeni. - powiedziałem do zajętych sobą nawzajem grupki.
- Super! Imprezka się szykuje. - powiedział uradowany Justin.
- Boję się imprezowania z wami. - powiedziałem.
- Masz czego. - zaśmiał się Conor.
- Impreza jest u nas w piątek o 6pm.
- Już w piątek? Boże, w co ja się ubiorę? Muszę iść na zakupy, do fryzjera, makijażystki... - Patty zaczęła wariować.
- Whoah, whoah shawty. To tylko impreza, a nie bal maturalny. - zaśmiał się Justin.
- I mówi to facet, który przed każdym wyjściem zamyka się w łazience na dwie godziny.
- Ja jestem wyjątkiem; muszę o siebie dbać. - odpowiedział dumnie.
- Jesteś po prostu dziwny.
- Za to moje Beliebers mnie kochają.
- Ja tam nie wiem co on w Tobie widzą...
- Jestem przystojny, utalentowany, słodki, perfekcyjny...
- I wielce skromy...
- Czy oni tak zawsze? - zapytałem szeptem Sam.
- Odkąd tylko się poznali.
- Mówię wam, że oni będą razem. - Nathalie przyłączyła się do naszych obserwacji.
- Patty i Justin? Prędzej się pozabijają.
- Nath ma rację. - Conor także się dołączył. - Widzieliście jak na siebie patrzą?
- Spokojnie Patricia, złość piękności szkodzi. - Jus nadal kontynuował.
- Nie mów do mnie Patricia Bieber! - Sam mówiła mi, że Patty nie lubi jak ktoś zwraca się do niej pełnym imieniem, za co Jus dostał z kapcia.
- Lepiej zostawmy ich samych. - wtrąciła Nathalie.
- W takim razie to ty będziesz zbierać ich szczątki z podłogi... - stwierdziła Sam.
Zaśmialiśmy się i ewakuowaliśmy się na górę do pomieszczenia, w którym znajdował się ekran jak w kinie, tylko mniejszy.
- Co powiecie na film? Zanim ta dwójka skończy to zdążymy obejrzeć ''Titanic''. - powiedziała Sam.
- Wole raczej filmy akcji. Obejrzymy Resident Evil! - wtrąciła uradowana Nath.
- Nie! Zombie będą mi się śnić! - zaprotestowała Sam.
- Spokojnie, obronie Cię. - szepnąłem jej do ucha.
Rozsiedliśmy się na fotelach, a Conor i Nathalie włączyli film. Zaczęliśmy oglądać zajadając się popcornem i innymi smakołykami. Nie obyło się oczywiście bez przytulania Sam przy strasznych dla niej momentach, co strasznie mi się podobało.
Po filmie i upewnieniu Sam, że zombie nie istnieją, wróciliśmy do salonu.
Wszyscy myśleli, że nasze gołąbeczki nadal będą się kłócić, nawet robiliśmy zakłady, ale jednak się rozczarowaliśmy. Gdy weszliśmy do pomieszczenia, zastaliśmy Patty i Justina.... zmroczonych przez sen i przytulających się.
- Awww! Wyglądają uroczo. - wyszeptała Sam, by ich nie zbudzić.
- Dobra, dawać moją kasę! - powiedział Conor, który wygrał zakład.
Zapłaciliśmy mu, a Conor postanowił, że w takim razie idziemy do Starbucksa.
Przynajmniej nasza kasa poszła na coś, co nas wszystkich zadowoli.... kawa mrożona!

-----------------------------------------------------------------------------------------------------------
Ledwo, ledwo, ale napisałam....
Mam nadzieje że się spodoba, bo naprawdę długo się nad nim męczyłam...

Ocenę pozostawiam wam ;**
Z dedykacją dla Patrycji ^-^ Love Ya

Do następnego <3

wtorek, 2 lipca 2013

10. She's My Weakness...

(Samantha)


- Co było dalej? - Patty nie zmierzała mi odpuścić zanim nie odpowiedziałam jej całej wczorajszej randki.
- Max rzucił się na Adama i zaczęli się bić. - powiedziałam obojętnie.
- Zazdroszczę Ci!
- Niby czego?
- Max stanął w Twojej obronie! Czyż to nie jest romantyczne?
- Dla Ciebie nawet seks w publicznej toalecie jest romantyczny.
- Czepiasz się szczegółów.
- Ja? A kto chce znać wszystkie szczegóły mojej randki? - spojrzałam na nią jak na idiotkę.
- Jestem Twoją przyjaciółką, mam prawo wiedzieć. W dodatku co ty byś beze mnie zrobiła?
- Nie mam pojęcia! - odpowiedziałam i po przyjacielskim misiaku postanowiłyśmy zadzwonić do Justina by razem spędzić dzień.
Chwilę później chłopak zjawił się i wpadliśmy na pomysł by ugotować obiad.
- Zróbmy spaghetti! - wyrwał się Jus po chwilowej burzy mózgów.
- Świetny pomysł. - poparła go Patty.
Zaczęliśmy szukać odpowiednich składników, a ja przydzieliłam każdemu zadanie.
- Justin ugotuj makaron, a ty Patty przygotuj mięcho. Ja poszukam składników na sos.
W taki sposób zabraliśmy się do gotowania. oczywiści nie obyło się bez codziennych odpałów.
W momencie gdy Justin i Patty wszczęli bitwę na mąkę usłyszałam dzwonek do drzwi.
Pomyślałam, że to Max, więc szybko ewakuowałam się z kuchni i ruszyłam w stronę drzwi.
Z uśmiechem na ustach (i mące we włosach) otworzyłam drzwi, ale zamiast Maxa zobaczyłam... Nathalie.
- Nie przywitasz się? - zapytała, gdy stałam nieruchomo patrząc się jakbym zobaczyła ducha.
- No jasne! - od razu przytuliłam ją. - Zaskoczyłaś mnie! Patty nie mówiła, że przyjeżdżasz.
- Bo nie wie...
- Czekaj... Tylko mi nie mów, że znowu Cię wywalili... - nie otrzymałam od niej żadnej odpowiedzi. - No powiedz coś w końcu!
- Przecież powiedziałaś, że mam nic nie mówić...
- Patty Cię zabije. - odparłam i zaprosiłam Nathalie do środka.
Nath jest młodszą siostrą Patty, która uczy się w szkole z internatem. No, może raczej w szkołach, bo jedynym problemem Nathalie jest jej porywczość i przesadna szczerość, co sprawiło, że już z kilku szkół została wyrzucona. Kochamy ją, bo jest niesamowita, ale za kolejne wywalenie siostra ją zabije.
- Sam! Zaproś Maxa do środka, a nie się liżecie w drzwiach! - usłyszałam krzyk Patty.
- Max? - Nathalie spojrzała na mnie zaciekawiona.
- Teraz to się lepiej przejmij uratowaniem swojego tyłka.
Zaprowadziłam dziewczynę do białej już kuchni, gdzie Patty i Jus sprzątali mąkę z szafek.
Gdy dziewczyna ujrzała siostrę oczy prawie wyszły jej z orbit.
- Co ty tu robisz? Miałaś przyjechać dopiero za 3 tygodnie.
- Tak jakby jestem wcześniej... Nie stęskniłaś się?
- Tak jakby? - po jej minie spodziewałam się, że coś podejrzewa.
- No bo... Wywalili mnie. - powiedziała szeptem, jednak Patty dobrze ją usłyszała.
- Boże! Za co tym razem?
- Pobiłam jakiegoś gościa z przeciwnej drużyny na meczu otwierającym lato... - Nath gra w piłkę nożną, więc można było się tego spodziewać.
- Czy ty zawszę musisz pakować się w kłopoty?
- Nie wiem jak ty, ale ja się cieszę, że Nathalie jest tu z nami. - powiedział Justin i przytulił dziewczynę.
- Wszyscy się cieszymy. - powiedziałam i dołączyliśmy do Jusa.
- Z czego się cieszymy? - zapytał Conor, który pojawił się obok nas jak ninja.
- A nie zauważyłeś czegoś niezwykłego?
Conor podejrzliwie spenetrował pomieszczenie, a zaraz potem zatrzymał wzrok na Nathalie.
- Nath?! Co ty tutaj robisz? - zapytał rzucając się na nią i ściskając z całej siły.
- Próbuję złapać oddech. - ledwo powiedziała miażdżona przez Conora.
- Przepraszam. - powiedział puszczając ją. - Patty mówiła, że przyjedziesz dopiero za 3 tygodnie. Cyba, że...
- Wywalili mnie. - dokończyła.
- Czemu mnie to nie dziwi? - odparł mój braciszek, a wszyscy się zaśmiali.
- Ludzie, co tak dziwnie pachnie? - zapytała Nath po chwili.
- Moje spaghetti! - krzyknął Justin i pobiegł do kuchni.
Po odgłosach jakie z niej wychodziły bałam się myśleć co On tam robił.
Niedługo potem Jus dołączył do nas z talerzami apetycznie wyglądającego spaghetti.
- Szef kuchni zaprasza do stołu! - powiedział, a my usiedliśmy przy wielkim stole.
Po zjedzeniu usiedliśmy na kanapie i zaczęliśmy rozmawiać. Głównie to wypytywaliśmy  Nathalie o szczegóły jej wyrzucenia.
- Sam... Co to za Max o którym mówiła Patty? - zapytała młodsza Blake.
- Max to mój... chłopak.
- Nie mam mnie przez kilka miesięcy i nikt mnie nie powiadomił! Gratulację! Muszę go poznać!
- Będziesz miała okazję.
Wyciągnęłam telefon z kieszeni i napisałam do Maxa wiadomość.
Od: Ja
Do: Max
      Wpadnij do mnie. Chce Ci kogoś przedstawić.

Wysłałam wiadomości i czekałam, aż szanowny pan Maximilian raczy się zjawić.
Nie musiałam czekać długo, bo usłyszałam dzwonek do drzwi zaledwie 10 min po wysłaniu sms-a.
Podeszłam do drzwi i uśmiechnięta otworzyłam je. Max, nie zważając na wścibskich sąsiadów, złapał mnie w talii, podniósł i pocałował.
- Tęskniłem. - powiedział.
- Widziałeś mnie zaledwie wczoraj, a tak właściwie to dzisiaj...
- To już nie mam prawa tęsknić za moją ukochaną?
- Cicho, bo się zarumienię. - powiedziałam, a moje policzki mimo tego zalały się czerwienią.
Chwyciłam go za rękę i zaprowadziłam do salony gdzie wszyscy byli zgromadzeni.
- Przyszedł nasz bohater. - powiedziała Patty, a niewtajemniczeni w naszą wczorajszą randkę spojrzeli na nią pytająco.
- Mniejsza o to. - rzuciłam. - Nathalie poznaj mojego... chłopaka Maxa. Max to moja przyjaciółka i młodsza siostra Patty Nath.
- O rzesz w mordę! To przecież Max George z The Wanted! - powiedział pełna entuzjazmu Nathalie.
- Miło mi? Cię poznać. - odparł uśmiechnięty Max.
- Jak to jest, że otaczają Cię same sławy?
- No wiesz... Jej brat to w końcu Conor Maynard, Justin Bieber to jej najbliższy przyjaciel, więc to nie dziwne, że sam Max George to jej chłopak. - odpowiedziała siostrze Patty.
Gadaliśmy tak, aż do później nocy, aż w końcu stwierdziliśmy, że czas spać. Wpadliśmy na pomysł, by w salonie rozłożyć materace i położyć się spać całą szóstką. Jak to my, zamiast spać, wygłupialiśmy się całą noc, a ja nie mogłam odkleić się od Maxa, bo co chwilę obdarowywał pocałunkami moje usta, szyję i ramiona.
Nie dziwie się dlaczego nie mogłam spać...

------------------------------------------------------------------------------------------------------
Późno, ale jest ;D
Nudy mi wyszedł, ale mówiłam, że wena mnie opuściła...
Dla mojej sis Angeliki, której odwalało na myśl o nowym rozdziale ;D Jak widać DUPA

Do następnego ;**

sobota, 29 czerwca 2013

9. We're Together Now....

(Sam)


Wczoraj przeżyłam coś magicznego... Gdy Max mnie pocałował... Nigdy nie czułam się bardziej szczęśliwa. Nie wiem dlaczego, ale wiedziałam, że Max mnie nie skrzywdzi.
Dzisiaj umówiliśmy się na oficjalną randkę, ale nie miałam pojęcia dokąd mnie zabiera. Bałam się trochę jego pomysłów, ale ufałam mu. Powiedział mi tylko, żebym ubrała się elegancko, najlepiej w sukienkę.
Po wyciągnięciu wszystkich ciuchów z mojej szafy znalazłam w końcu coś odpowiedniego.
Stara sukienka mojej mamy leżała spokojnie na dnie szafy w seledynowym pudełku. Delikatnie wyciągnęłam ją i przypomniało mi się jak dając mi ją powiedziała, że mam ją założyć na ważną okazję. Czułam, że będzie idealna na pierwszą randkę z Maxem.
Dobrałam do niej dodatki, nałożyłam delikatny makijaż i wyprostowałam włosy.
Kilka razy upewniałam się nawet która jest godzina i punktualnie o 17:00 czekałam gotowa w salonie.
Conor, który się po kuchni co chwilę na mnie spoglądał.
- O co Ci chodzi? - w końcu nie wytrzymałam.
- O nic. Po prostu ładnie wyglądasz. Jesteś strasznie podobna do mamy.
- Dziękuje braciszku.
Chwilę później zadzwonił dzwonek, a Conor jak szalony wybiegł z kuchni.
- Ej! To ja idę na randkę! Nie kradź mi chłopaka!
Chyba mnie nie usłyszał, bo szybko otworzył drzwi i zobaczyłam Maxa w eleganckim garniturze.
- Wow! Wyglądasz przepięknie - powiedział Max, a oczy by prawie wyszły mu z orbit.
- TY też niczego sobie. Do twarzy Ci w garniturze.
Szybko chwyciłam torebkę i wyszliśmy. Max jak zwykle otworzył mi drzwi do swojego samochodu i po wejściu ruszyliśmy w nieznaną i drogą.
Zatrzymaliśmy się dopiero pod jakąś restauracją, w której nigdy nie byłam.
Powoli wysiadłam podziwiając wygląd budynku. Max podszedł do mnie i z nim pod rękę poszliśmy w kierunku wejścia.
Max podszedł do mężczyzny, który obsługiwał gości.
- Rezerwacja na Maxa Georga. - powiedział do niego.
- Proszę za mną. - odpowiedział i poprowadził nas na sam koniec restauracji do pięknie przystrojonego stolika, który odgrodzony był od reszty restauracji. Wokół niego na podłodze rozsypane były płatki róż, a sama atmosfera byłam wręcz magiczna.
Stałam podziwiając to wszystko i nawet nie zauważyłam, że Max odsunął dla mnie krzesło i czeka aż usiądę.
Ocknęłam się dopiero gdy Max zawołał mnie i od razu usiadłam. Mój towarzysz poszedł w moje ślady i chwilę później patrzyliśmy sobie w oczy.
- Max tu jest pięknie. Jak ty to wszystko zorganizowałeś?
- Chciałem, żeby było wyjątkowo.
- Do tego wystarczy mi sama Twoja obecność. - powiedziałam zagryzając wargę.
Tą piękną chwilę zakłócił nam kelner podając nam talerze, prawdopodobnie z kolacją.
- Ale przecież nic jeszcze nie zamawialiśmy. - odparłam zdziwiona.
- Spokojnie. O wszystko zadbałem. - powiedział spokojnie Max.
Kelner podniósł pokrywkę ukazując apetycznie wyglądający kotlet schabowy w kształcie serca. Ten widok wywołał w mnie uśmiech.
- Pięknie się uśmiechasz.
- Dziękuje. - moje policzki zalały się rumieńcem.
Zaczęliśmy jeść w ciszy, którą przerwał inny kelner przynosząc butelkę czerwonego wina. Chwilę później czerwona ciecz trafiła do mojego kieliszka, tak samo do Maxa. Gdy już zostaliśmy sami, chłopak podniósł kieliszek na znak toastu.
- Wypijmy za ten wspaniały wieczór. - powiedział, a nasze kieliszki lekko się stuknęły.
Po kolacji nadszedł czas na deser.
Podczas trwania całego tego wieczory rozmawialiśmy i często śmialiśmy się. Śmiało mogę powiedzieć, że to najwspanialszy wieczór w moim życiu. Chciałabym żeby trwał wiecznie, ale niestety musiał się kiedyś skończyć.
Kidy wyszliśmy z restauracji, dopiero wtedy zorientowałam jaka późna pora była.
- Piękną noc nieprawdaż.- powiedziałam wpatrując się w gwieździste niebo.
- Prawda, ale nic nie jest piękniejsze od Ciebie.- mówiąc to, Max złączył nasze palce razem.
Drugi raz tego wieczoru zalałam się rumieńcem i nie chcąc, żeby Max zobaczył mnie w takim stanie odwróciłam głowę.
- Uwielbiam gdy się tak zawstydzasz.
Nic nie odpowiedziałam, na co Max podszedł do mnie od tyłu i położył dłonie na mojej talii. Poczułam Jego gorący oddech na moim karku i wyszeptał mi do ucha:
- Zawróciłaś mi w głowie.
W tej samej chwili odwrócił mnie i delikatnie złączył nasze usta. Na początku robił to powoli, ale z każdą chwilą pocałunek stawał się bardziej namiętny.
- Kocham Cię. - powiedział gdy oderwaliśmy się od siebie.
- Ja Ciebie też.
Przez chwilę patrzyliśmy sobie w oczy, aż do momentu gdy usłyszałam dzwony, które wybijały północ.
- Powinniśmy już wracać. - stwierdziłam.
- Masz rację. Jak nie dostarczę Cię całej i zdrowej do domu to Twój brat mnie zabije.
- Spokojnie, nie masz się o co martwic.
- Uwierz mi, mam. Conor powiedział mi, że jeśli kiedykolwiek Cię skrzywdzę to mnie znajdzie i zabije.
- Mój brat jest idiotą!
- Rozumiem go. Po prostu się o Ciebie troszczy.
- Ale żeby grozić mojemu chłopakowi?! - mój chłopak, jak to ładnie brzmi.
- Na jego miejscy zrobiłbym to samo.
- Tylko się nie zbratajcie przeciwko mnie!
- O to się nie martw. Jestem w 100% Twój.
Max musnął moje wargi i udaliśmy się w drogę powrotną. Wybraliśmy najkrótszą i zarazem najpiękniejszą drogę, czyli przez park, który nocą wyglądał niesamowicie. Księżyc świecił na tyle, że bez problemu poruszaliśmy się po parku.
Nagle przed nami pojawiła się postać. Na początku nie widziałam kto to, ale gdy księżyc oświetlił Jego twarz rozpoznałam w postaci mojego byłego chłopaka Adama. Gdy byliśmy razem traktował mnie jak śmiecia, a na koniec zdradził z pierwszą lepszą lafiryndom.
Zacisnęłam dłoń mocnej na ręce Maxa, który spojrzał na mnie zmartwiony nie wiedząc o co chodzi.
- Proszę, proszę kogo ja widzę. - Adam zauważył mnie i podszedł do nas. - Już sobie kogoś znalazłaś? Myślałem, że jak zwykle do mnie wrócisz.
- Nie chcę mieć z Tobą nic wspólnego. - odpowiedziałam mu po chwili.
- Oj skarbie; nie mów tak. Nie mów, że nie było Ci dobrze...
Do moich oczu napłynęły łzy, które zaczęły powoli spływać po moich policzkach.
- Nie waż się do Niej tak mówić. - wtrącił Max
- A ty co? Jej chłoptaś do zabaw?
- Lepiej się zamknij, bo źle skończysz. - Maxowi puszczały nerwy.
- Co mi zrobisz?
Maz nie wytrzymał i puszczając mnie podszedł do Adama. Szarpnął go za koszulkę i popchnął tak, że stracił równowagę i upadł. Ten jednak szybko wstał otrzepując swoje pobrudzone ziemią ubrania. Adam wyraźnie wkurzony zamachnął się uderzając Maxa z pięści w brzuch. On jednak nie był mu dłużny i przywalił mu w nos. Adam otarł rękawem lecącą krew z nosa i zwrócił się do Maxa.
- Może i teraz wygrałeś, ale to jeszcze nie koniec.
Adam odszedł, a ja patrzyłam przez chwilę jak odchodzi w szoku. Ocknął mnie dopiero Max, który opadł kolanami na ziemię. Nie zwracając uwagi na to jak byłam ubrana podbiegłam go Niego i przyklękłam przy nim.
- Boże Max! Nic Ci nie jest? - zapytałam zmartwiona przytulając Go.
- Myślisz, że taki debil podskoczy Twojemu chłopakowi? - zaśmiał się ocierając moje łzy, których nawet nie poczułam.
Pomogłam Mu wstać i powoli udaliśmy się w stronę mojego domu. Max odprowadził mnie pod same drzwi, twierdząc, że musi się upewnić czy trafiłam bezpiecznie.
Na pożegnanie przytulił mnie i pocałował. Gdy już ruszył w swoją drogę, weszłam do domu i zakończyłam ten dzień pełen wrażeń gorącym prysznicem i od razu poszłam spać.

---------------------------------------------------------------------------------------------------------
Rozdział w większości improwizowany, bo początkowa wersja była do dupy, więc mam nadzieję, że
wam się spodoba ;D
Przepraszam, że tak rzadko dodaję, ale wena mnie opuściła..... Postaram się coś szybciej napisać ;)
Komentujcie, bo to dla mnie bardzo ważne ^-^

Do następnego <3

poniedziałek, 17 czerwca 2013

8. So Kiss Me And Tell Me I'm The One...

(Max)

Siedziałem na kanapie tępo patrząc się w telewizor. Nawet nie wiedziałem co oglądałem, bo cały czas myślałem o tym, że wczoraj znowu nie udało mi się pocałować Sam.
Po pół godzinie postanowiłem, że zrobię to dzisiaj! Wyciągnąłem telefon z kieszeni spodni i napisałem do Sam.

Od: Ja
Do: Samantha
Spotkajmy się dzisiaj w parku za godzinę przy naszym drzewie.

Wysłałem wiadomość i chwilę później mój telefon zawibrował.

Od: Samantha
Do: Ja
Ok... To my mamy jakieś drzewo? o_O

Zaśmiałem się czytając sms i za chwilę pisałem już odpowiedź.

Od: Ja
Do: Samantha
Nie pamiętasz gdzie się spotkaliśmy? To jest nasze drzewo.

Od: Samantha
Do: Ja
Oszust! Po pierwsze: spotkaliśmy się ma gali. Po drugie: to jest moje drzewo!

Pisaliśmy tak przez chwilę, gdy zorientowałem się, że minęło już 40 minut, więc wstałem z kanapy i wyszedłem z domu krzycząc jeszcze: Wychodzę do chłopaków.
Szybkim krokiem poszedłem w stronę parku i już 6 minut później stałem przy stawku obok naszego drzewa. Chwilę później zauważyłem Sam idącą w moją stronę.
- Co jest takie ważne. że chciałeś się spotkać tutaj i że nie wystarczały Ci smsy? - zapytała przybliżając się do mnie.
- Po prostu chciałem się spotkać. - przytuliliśmy się na powitanie.
- A czy ty się przypadkiem przed chłopakami nie chowasz?
- Skąd to przypuszczenie?
 - Bo Tom biegnie w naszą stronę jak szalony wymachując rękami i krzycząc Max! Max!
Odwróciłem się w stronę, którą wskazywała Sam i zobaczyłem tego debila.
- Max! Max! Zapomniałeś komórki! - darł się jak papa na dachu.
- No kurwa, nie! - powiedziałem, chwyciłem Sam za rękę i zacząłem biec.
Wbiegliśmy głębiej w lasek obok parku. Nie zauważyliśmy nawet, kiedy zaczęło padać. Zatrzymałem się dopiero, gdy byłem pewny, że zgubiliśmy Toma.
- Max, o co cho....
Nie pozwoliłem jej dokończyć. Położyłem dłonie na jej policzkach, przyciągnąłem ją  do siebie i namiętnie pocałowałem. 
Czułem, że zaskoczyłem Sam, bo na początku była trochę zdezorientowana, ale po chwili oddała pocałunek.  Całowaliśmy się namiętnie stojąc w ulewnym deszczu i otaczającym nas pięknym krajobrazie. 
Przywarłem do niej bliżej i przejechałem delikatnie językiem po jej dolnej wardze prosząc o pozwolenie. Sam zrozumiała o co mi chodzi i lekko rozchyliła usta co mi w zupełności wystarczyło. Swoim językiem dotknąłem jej i razem zaczęły szaleńczo tańczyć.
Trwaliśmy tak przez chwilę, aż zabrakło nam tchu. Oderwaliśmy się od siebie ciężko oddychając i próbując uspokoić nasze tętna.
- Jesteś niesamowita - powiedziałem gładząc ją po policzku i zakładając jej niesforne, mokre kosmyki za ucho.
- Max...
- Shiii... Daj mi skończyć. Gdy Cię zobaczyłem pierwszy raz moje serce szybciej zabiło. Na początku nie wiedziałem co się ze mną dzieję i odpychałem wszelkie myśli, ale później, gdy ponownie się spotkaliśmy zrozumiałem, że się w Tobie zakochałem... Tak Sam... Kocham Cię.
- Max... Ja...
- Poczekaj... Wiem, że to głupio zabrzmi, ale chciałbym, żebyś została moją dziewczyną...
Sam popatrzyłam na mnie przez chwilę po czym spuściła głowę, patrząc na czubki naszych butów.
Spodziewałem się najgorszego, ale w końcu spojrzała, na mnie i powoli zbierała się by coś powiedzieć.
- Max... Myślę, że czuję to samo co Ty... Ten dzień gdy się spotkaliśmy coś we mnie zmienił... Musisz jednak wiedzieć, że już raz zostałam zraniona i na razie boję się komukolwiek zaufać.
- Całkowicie to rozumiem. - odpowiedziałem od razu. - Dam Ci tyle czasu ile tylko potrzebujesz.
Sam radośnie uśmiechnęła się.
- Może już wrócimy do domu? Jeszcze się zaziębimy w tym deszczu.
- Jasne, masz rację.
Objąłem ją ramieniem i tak udaliśmy się w kierunku domu Sam.
- Co do Twojego pytania. - odezwała się po chwili. - Tak... zostanę Twoją dziewczyną.
W tej chwili poczułem. że więcej mi do szczęścia nie potrzeba.
Ucałowałem ją w czubek głowy i dalej, już w ciszy, ruszyliśmy do domu.

---------------------------------------------------------------------------------------------------------
Z góry przepraszam za błędy, pisałam na kompie siostry i opornie mi to szło....
Angelika - W KOŃCU MASZ TEN MOMENT WIĘC MI JUŻ NI GROŹ ;D
Roxx - dziękuje skarbie za zajebisty tekst <3

Hyhy... Cały z perspektywy Maxia ;D Iza lubić ^-^

Mam nadzieję, że to coś się wam spodoba... Jestem kiepska w takich romantyzmach ;)
Do następnego ;**

niedziela, 9 czerwca 2013

7. Maybe I'm a mad man...

(Samantha)

- Conor! - zawołałam wychodząc z łazienki.
- Co? - usłyszałam głos brata.
- Gdzie moja szczoteczka?
- Kup sobie nową!
- Gdzie jest stara? - weszłam do jego pokoju.
Zobaczyłam go siedzącego na fotelu i czyszczącego buty.... moją szczoteczką!
- Pojebało Cię? - zawołałam.
- No co? Zawsze się czepiasz, że mam brudne buty, więc postanowiłem je wyczyścić.
- Ale dlaczego moją szczoteczką?
- Moja się nie nadaje.
- Jesteś nienormalny.
- A ty niezdecydowana.
Wyszłam z pokoju tego wariata i wróciłam do siebie. Ubrałam się w byle co i zeszłam na dół. W kuchni jak zwykle zrobiłam sobie płatki i usiadłam na kanapie w salonie. Chwyciłam pilot i włączyłam tv na jakimś filmie. Chwilę później dołączył do mnie niezwykle uradowany Conor.
- A ty co taki uhahany? - zapytałam brata.
- Idę dzisiaj do studia nagrać nową piosenkę!
- Czyli mam dom dla siebie? - Conor przytaknął. - Słodko.
- Tak więc żegnam. - wyczochrał mnie i poszedł szybkim krokiem w kierunku drzwi.
Miskę od płatków zaniosłam do zmywarki i zaczęłam myśleć o planach na dzisiejszy dzień. Na zegarze wybiła 11:00, a ja nie miałam pojęcia co ze sobą zrobić.
Nagle usłyszałam dzwonek do drzwi. Na początku pomyślałam, że to Conor, ale on przecież nie dzwonił by,  tylko wpadł jak dzikus. 
Gdy spojrzałam przez wizjer zobaczyłam uśmiechniętego Maxa. Lekko zdziwiona otworzyłam drzwi.
- Cześć! - rzucił cały czas się uśmiechając.
- Cześć. Co ty tutaj robisz?
- Postanowiłem Cię odwiedzić, chyba, że przeszkadzam
- Nie, nie przeszkadzasz. Wchodź. Akurat jestem sama, bo Conor poszedł do studia.
Zaprowadziłam Maxa do salonu i rozsiedliśmy się na kanapie.
- Dlaczego zaszczyciłeś mnie swoją obecnością? - zapytałam.
- Nudziłem się, więc postanowiłem się przejść i takim sposobem dotarłem do Ciebie.
- Jak mogłeś się nudzić w tym domu wariatów?
- Zdarza się.
- Herbaty? - zaproponowałam.
- Chętnie.
Poszłam do kuchni i nalałam wody do czajnika. Z szafki wyciągnęłam szklanki i czekałam aż woda się ugotuje. Nie zauważyłam nawet, kiedy Max stanął przy mnie i z wielkim bananem na twarzy patrzył jak miotam się po kuchni.
- A ty z czego cieszysz modę?
- Już uśmiechać się nie mogę?
- Nie! - powiedziałam i polałam go wodą z kranu, który akurat miałam odkręcony.
- O ty belzebubie! - krzyknął i rzucił się w pościg za mną.
Ja zaczęłam szybko biec, żeby uciec przed tym upierdliwym.. czymś!
Moją przewagą był fakt, że Max nie zna tego domu, więc miałam dużo możliwości do ukrycia się.
Niestety okazało się, że Max jest dość szybki i udało mu się jakimś cudem mnie złapać. Zrobił to tak gwałtownie, że wylądowaliśmy na podłodze. Nie dość, że mnie przygniótł, to na dodatek zaczął mnie łaskotać.! Nie no, tego to mu nie daruje.
- Max! Jeśli chcesz przeżyć to przestań! - wydusiłam przez śmiech.
- Najpierw czekam na przeprosiny. - rzucił tylko dalej mnie łaskocząc.
- To się nie doczekasz. Tak szybko się nie złamie!
Łysy widząc, że mówię prawdę przestał mnie łaskotać i od razu podniósł mnie z podłogi, ale nie zamierzał mnie puścić. Bez żadnych wyjaśnień udał się ze mną do mojego pokoju, a przez niego do łazienki. Ten debil postawił mnie dopiero w kabinie prysznicowej i włączył lodowato zimną wodę!
Nie byłam taka głupia i cały czas trzymałam Maxa tak, że oboje zmokliśmy.
- Ochłonęłaś trochę? - zapytał szeptając mi do ucha.
- Wręcz przeciwnie. - odsyczałam i korzystając z jego nieuwagi, wyszłam z kabiny. - A teraz wypierdalaj stąd, bo chcę się wysuszyć sadysto!
- Dobrze... Już się tak nie denerwuj... Belzebub! - rzucił i uciekł z łazienki.
Ja od razu zamknęłam za nim drzwi i zdjęłam mokre ciuchy. Ręcznikiem szybko wysuszyłam się i owinięta w niego weszłam do swojego pokoju. Na moim łóżku siedział uśmiany jak koń, mokry Max.
- Uspokój przyjaciela Łysy. - powiedziałam szukając w szafie jakiś ciuchów.
- O co Ci chodzi? - zdziwił się.
- Uśmiechasz się jak po grzybkach.
- Znowu się czepiasz mojego uśmiechu!
- I dalej się będę czepiać, a teraz za drzwi!
- Dlaczego? - udawał głupiego.
- Bo chcę się przebrać!
- Nie wstydź się. - rzucił tylko i całkowicie rozłożył się na moim łóżku.
- Boże, co za dziecko. - powiedział, chwytając ciuchy i zamknęłam się w łazience.
Wyszłam z niej 10 minut później już ubrana i doznałam szoku. Max nadal leżał na moim łóżku, tyle że w samych bokserkach.
- Czy Ciebie kompletnie i do reszty pojebało?
- No co?! Nie chciałem Ci połowy pokoju zmoczyć! - bronił się Max.
- To, co ty robisz sam w pokoju to nie moja sprawa....
- I to ja jestem ten zboczony? Mokrymi ciuchami Ci nie chciałem zamoczyć.
- Boże uchroń mnie przed Jego głupotą...
- Dasz mi może jakieś ciuchy?
- Poczekaj.
Wparowałam do pokoju Conora i od razu rzuciłam się na penetrowanie Jego szafy. Wyciągnęłam z niej jakiś t-shirt i jeansy, które były na niego za duże. Chwytając to wróciłam do swojego pokoju, rzucając ubrania na świecącego boskim kaloryferem Maxa.
- Ubieraj się. - powiedziałam, a On zrobił to co kazałam i chwilę później stał przede mną w ciuchach Conora. - Wyglądasz słodko. - skwitowałam i odwracając się do Niego plecami i wyszłam z pokoju.
Zauważyłam, że Max idzie za mną i razem już zeszliśmy na dół.
Postanowiliśmy, że odpuścimy sobie herbatę i zwyczajnie obejrzymy tv. Włączyłam akurat na jakiś kanał i akurat trafiłam na Glad You Came. Włączyłam tv na full i zaczęłam tańczyć. Max chętnie się do mnie przyłączył i z racji, że żadne z nas nie umie tańczyć, wyglądało to jak taniec godowy małp.
Chwilę później zmęczeni opadliśmy na kanapie. Nic nie mówiliśmy, tylko wyrównywaliśmy nasze tętno. Spojrzałam na Maxa, który w tym samym momencie spojrzał na mnie. Nasze oczy znowu się spotkały, a nasze usta dzieliło tylko kilka centymetrów. Nadal trochę ciężko oddychając to patrzyłam w Jego oczy, to na Jego usta. Byliśmy tyle blisko siebie, że nasze nosy się dotykały, a usta właśnie miały to zrobić....
- Sjeeeema ludziska!
Do domu z hukiem wpadł Justin, a za nim Patty.
Tak się przestraszyłam, że spadłam z kanapy, a Max rozglądał się zdziwiony chcąc dowiedzieć się co się dzieje.
- Cześć wam! - powiedziała radośnie Patty. - Sam, dlaczego leżysz na podłodze?
- Bo jakieś debile wparowały do MOJEGO domu i prawie dostałam zawału.
- Mam to coś. - powiedział Jus.
- Chyba hemoroidy. - rzuciłam gdy Max zbierał mnie z podłogi.
- Panowie pozwolą, porywam Sam. - odparłam Patty i chwytając mnie za rękę zaprowadziła do kuchni. - Gadaj!
- O co Ci chodzi? - kochałam ją jak siostrę, ale czasami na da się jej zrozumieć.
- No o TO... - zaczęła robić jakieś dziwne miny i wymachiwać rękami.
- Możesz mówić po ludzku?
- Czy ty i Max.... Ten tego?
- Czy ty się dobrze czujesz? - zapytałam patrząc na nią jak na mordercę chomików.
- Znakomicie! No ale ty masz mokre włosy, a Maz nosi ciuchy Conora, więc metodą dedukcji mogę podejrzewać....
- Nic nie możesz podejrzewać Sherlocku.... Po prostu wylądowałam z nim pod prysznicem....
- Ha!
- .... bo mu się naraziłam i chciał się zemścić. Skąd ty w ogóle wiesz, że On nosi ciuchy Conora?
- Ślepa nie jestem. Poznałam te za duże jeansy, które kupiłaś mu na urodziny.
- Ich nie da się zapomnieć. - powiedziałam i wróciłyśmy do chłopaków.
Okazało się, że to Conor zadzwonił do Jusa i Patty żebym się nie nudziła w domu. Nie potrzebnie nakrzyczałam na biednego Justina, który potem zamknął się w łazience i przez godzinę nie wychodził.
We czwórkę spędziliśmy resztę wieczoru, aż Max musiał wracać. Potem doszedł do nas Conor i w takim składzie postanowiliśmy obejrzeć jakiś film, który przyniósł mój braciszek.
Po skończonym seansie ledwo weszłam na górę i po wzięciu gorącego prysznica położyłam się ok 01:00 i od razu zasnęłam.

---------------------------------------------------------------------------------------------------------
Czyta ktoś to w ogóle?
Jeśli tak to komentujcie.... Proszę

Dla moich siostrzyczek, które zawsze komentują:
- Angeliki
- Patrycji

;**

Dodaję to dzisiaj jest specjalny dzień ;D Nathan po raz pierwszy wystąpił na scenie po operacji <3

piątek, 31 maja 2013

6. I Know It Might Sound Crazy..

(Samantha)

Wstałam dzisiaj wesoła i cały ranek tak się uśmiechałam, że Conor myślał, że jestem na prochach. Po prostu nie mogłam doczekać się spotkania z Maxem (a może faktycznie jestem na prochach?).
Podczas śniadania miałam taką głupawkę, że większość moich płatków wylądowała na stole! Biedny Conor musiał mnie cały czas uspokajać.
Kiedy już sprzątnęłam moje poranne arcydzieło ze stołu, udałam się do pokoju by zacząć szykować się na przyjście Maxa.
Z racji, że cały czas byłam w piżamie i nie wyglądałam zbyt atrakcyjnie (jak zwykle z resztą) wzięłam poranny prysznic.
Gdy już wyszłam z łazienki ubrana w bieliznę i owinięta szlafrokiem udałam się w stronę szafy. Otworzyłam moją jakże skromną skarbnicę ubrań w poszukiwaniu czegoś odpowiedniego. Oczywiście jak każda normalna kobieta stałam pół godziny patrząc na moje ubrania nie mogąc się zdecydować.
W końcu udało mi się wybrać odpowiedni zestaw, który od razu założyłam, bo okazało się że już 13:00.
Kiedy byłam już ubrana nałożyłam delikatny makijaż, a włosy lekko pofalowałam. Do torebki wpakowałam komórkę i mój ulubiony grejfiutowy (XD) błyszczyk. Doszłam do wniosku, że jestem gotowa, więc zeszłam na dół by jeszcze przez chwilę go pomęczyć.
- .... i dlatego uważaj, bo jestem jak ninja! - usłyszałam Conora.
- Znowu gadasz sam ze sobą? - zapytałam schodząc po schodach.
- Ha ha... Dla Twojej wiadomości rozmawiam i człowiekiem i uprzedzając Twoje pytanie, tak, z żywym.
- Jestem z Ciebie dumna! - powiedziałam i weszłam do salonu, Prawie bym się wywaliła, gdy zobaczyłam z kim Conor rozmawia. - Max?! Co ty tutaj robisz?
- Przecież miałem przyjechać do Ciebie o 14.
- Ale jest 13:30.
- Raczej 14:15.
Spojrzałam na zegarek na mojej ręce i na wiszący w salonie.
- Kurwa, stanął mi!
- Yyyyyy... - Conor i Max dziwnie na mnie spojrzeli.
- Zegarek debile!
- Aaaa... To trzeba było tak od razu.
- Jesteście nienormalni.
- Jakbyś nie wiedziała. - dodał Conor.
- Gotowa do wyjścia? - zapytał Max.
- Jasne.
Ja i Max wyszliśmy z domu, przed którym stał srebrny chevrolet captiva. Max otworzył mi drzwi od strony pasażera, zamknął gdy wsiadłam i chwilę później sam wsiadł. Podczas jazdy zapytałam Maxa o czym rozmawiał z Conorem i dowiedziałam się bardzo ciekawych rzeczy. Mój ukochany braciszek straszył Maxa, a my nawet parą nie jesteśmy!
Nawet nie zauważyłam kiedy podjechaliśmy pod dom Maxa i reszty chłopaków z The Wanted. Mój towarzysz otworzył mi drzwi auta niczym gentlemen i powoli wysiadłam. Podeszliśmy do drzwi wejściowych, które po chwili otworzył Max. Gestem ręki pokazał żebym weszła do środka, tak też zrobiłam. Stojąc w korytarzu słyszałam jakieś hałasy dochodzące z głębi domu. Stojący obok mnie Max krzyknął na cały dom.
- Zamknąć ryje! Kobieta w domu!
Hałasy trochę ucichły, a Max zaprowadził mnie do salonu w pięknych kremowych kolorach. Ciężko było określić pierwotny wygląd pomieszczenia, bo większość mebli oraz podłoga zasypana była różnymi śmieciami. w samym środku tego bałaganu siedziało czterech mężczyzn.
- Co to ma być? Przecież mówiłem, że będziemy mieli gościa! - oburzył się Max.
- Powiedziałeś, że to TY będziesz miał gościa, więc my urządziliśmy sobie prywatną imprezkę. - odezwal się niebieskooki mężczyzna z burzą loków na głowie.
- Dla waszego dobra lepiej to posprzątajcie. - Max trochę złagodniał.
- No dobra... Niech Ci będzie. - powiedzieli na przemian mężczyźni.
- Chodź ze mną. - mo przyjaciel złapał mnie za rękę i zaprowadził wgłąb domu.
- Gdzie ty mnie prowadzisz? - zapytalam.
- Zobaczysz. - odparł i chwilę później staliśmy pod jakimiś drzwiami.
- Ładne drzwi Łysy. - powiedziałam.
- Wiem, bo moje.
- To był sarkazm debilu.
- Wiem debilko. - odpowiedział i wepchnął mnie za owe drzwi.
Jak szybko się domyśliłam, był to pokój chłopaka. Ściany były brązowo kremowe, a na środku stało dwuosobowe łóżko. Po lewej stronie znajdowało się duże okno, a nad łóżkiem półki pełne książek. Byłam pod wrażeniem jego wyglądu,
- Przepraszam za nich. Są niedorozwinięci umysłowo. - powiedział Max, co wywołało u mnie uśmiech.
- Nie trzeba być chorym umysłowo, żeby zrobić taki chlew.
- Zobaczysz, jeszcze zmienisz zdanie. - oboje się zaśmialiśmy.
- Nie powinniśmy im pomóc?
- Poradzą sobie. Nie takie rzeczy się sprzątało.
- To może być jeszcze gorzej?
- O wiele. Tak to jest jak pięciu facetów mieszka pod jednym dachem.
- Ja mieszkam tylko z bratem i we dwójkę potrafimy trochę szkód wyrządzić.
- Tośmy się dobrali. - Max zaśmiał się,a ja podeszłam do półki, na której widniało wiele zdjęć.
- To ty? - chwyciłam do ręki zdjęcie małego chłopca.
- W całej okazałości.
- Ale byłeś słodki!
- Nadal jestem. - zabójczo się uśmiechnął.
- Taaa...
- Śmiesz wątpić? - zbulwersował się Łysy.
- Nic nie mówię!
- Masz szczęście...
- Bo co?
- Bo...
Max stał na tyle blisko mnie, że mogłam spojrzeć mu prosto, w te jego piękne oczy. Potrafiłam bym patrzeć w nie przez wieki... Były hipnotyzujące... Zagryzłam wargę,a Max zbliżył się do mnie jeszcze bardziej i...
- Posprzątane! - do pokoju wpadł Mulat, a my gwałtownie odsunęliśmy się od siebie.
- Już? - zdziwiłam się.
- Jesteśmy szybcy, - powiedział i znikł tak szybko jak się pojawił.
- Lepiej do nich chodźmy, bo zaczną coś podejrzewać... - powiedział Max
- Niby co?
- Nie wiem, ale z Nimi nigdy nic nie wiadomo.
Po jego słowach zeszliśmy z powrotem o salonu, który był nie do poznania! Nie było żadnych śladów po tamtym chlewie!
- Niezłe z was sprzątaczki. - powiedziałam do siedzących na kanapie mężczyzn.
- Dziękuje za komplement madame. - powiedział piwnooki z ciemnymi włosami całując mnie w rękę.
- Tom nie wydurniaj się. - Max zdzielił go po głowie. - Sam poznaj moich kumpli. Ten debil to Tom. - wskazał na chłopaka, który pocałował mnie w rękę. - A na kanapie od lewej Jay, Siva i Nathan.
- Cześć. - powiedzieli równo.
- Chłopaki, to jest Samantha.
- To jest TA Samantha? - zapytał Jay
- Co masz na myśli mówiąc TA? - zwróciłam się do niego.
- Max dużo o Tobie opowiadał. - odparł.
- I to bardzo dużo. - dodał Nathan.
- Cicho ciołki.
- Zluzuj Maxio. - powiedziałam, co wywołało napad śmiechu u chłopaków.
- Maxio? Hahahaha! - Tom nie mógł się opanować.
- Chyba jednak miałeś rację z ich upośledzeniem umysłowym. - uśmiechnęłam się do Maxa.
- Ej! - ocknął się Siva.
- To jego słowa, nie moje! - wskazałam na zdziwionego Łysego.
- Dobra, skończmy ten temat. Co robimy? - wtrącił się Nath.
- Może film? - zaproponował Siva.
- Niee... Zbyt nudne. - stwierdził Tom.
- Butelka? - rzuciłam pomysł.
- Świetny pomysł! Idę po butelkę! - Jay zerwał się z kanapy i poleciał do kuchni.
- Tylko pustą weź! - zawołał Max.
Chwilę później do salonu wpadł uradowany Loczek z butelką po wódce.
- Mam! - odparł triumfalnie.
- Brawo miszczu! - pochwaliłam go.
- Dziękuje szanownej publiczności. - niebieskooki ukłonił się i wszyscy razem usiedliśmy w kółku na podłodze.
Chłopcy namówili mnie żebym zakręciła pierwsza, tak więc zrobiłam. Wypadło na Toma.
- Prawda czy wyzwanie?
- Wyzwanie. - odpowiedział.
Chwilę pomyślałam, aż nad moją głową zaświeciła się energooszczędna żarówka firmy OSRAM.
- Coś czuję, że Sam wpadła na diabelski pomysł. - powiedział Jay.
- Żebyś wiedział. Daj mi swój telefon. - zwróciłam się do Toma.
- Po co?
- Zobaczysz.
Chłopak podał mi komórkę, a ja wpisałam numer Conora. Podałam mu telefon i powiedziałam.
- Wkręć mojego brata.
- Łatwizna. - stwierdził i nacisnął zieloną słuchawkę. Chwilę czekaliśmy, aż Conor odbierze, co w końcu nastąpiło.
- Dzień dobry. - zaczął Tom kobiecym głosem. -  Z tej strony konsultantka firmy Tesco. Dzwonię dzisiaj do pana z wyjątkową ofertą, a mianowicie: kup litr wódki, prezerwatywy dostaniesz gratis. - w tym momencie Max musiał zakryć mi usta ręką bym nie wybuchła śmiechem. - Mamy także specjalne promocję na tampony... Mam nadzieję, że pana zaciekawiłam i skorzysta pan z naszej oferty... Do widzenia.
Tom odłożył telefon, a wszyscy wybuchli niepohamowanym śmiechem.
- Promocja na tampony? Rozjebałeś mnie tym! - powiedział Max.
- Wkręcanie ludzi to moje powołanie. - stwierdził.
- Teraz ty kręcisz. - powiedziałam, gdy uporałam się z powracającym śmiechem.
Thomas zakręcił i wypadło na Maxa.
- Prawda czy wyzwanie?
- Prawda.
- Cienias. - walnęłam chłopaka w ramię.
- Cicho tam! Twoje pytanie: Czy ty i Sam jesteście parą? - zapytał Tom, a wszyscy spojrzeli na nas.
- Nieee... Oszalałeś... Nigdy... Jesteśmy tylko przyjaciółmi. - mówiliśmy jeden przez drugiego.
- Mówicie co chcecie. - skwitował nas Nath.
- Dobra, skończy ten temat, - odparłam i powróciliśmy do gry.
Graliśmy cały wieczór, aż musiałam wracać do domu. Pożegnałam się z chłopakami i już chciałam wracać, ale Max uparł się, że mnie odprowadzi. Zgodziłam się i chwilę później szliśmy spacerkiem w stronę mojego domu. Na miejscu pożegnaliśmy się, a Max pocałował mnie w policzek na pożegnanie. Gdy odchodził pomachałam mu i weszłam do środka.

--------------------------------------------------------------------------------------------------------
Późno dodaję, ale to zasługa mojej kochanej siostrzyczki Angeliki ;D
To są owoce wczorajszej burzy, podczas której nudziłam się i zaczęłam pisać, więc nie zdziwię się jak się wan nie spodoba....
Dedykuję ten rozdział mojemu kochanemu mężowi Roxx - za grejfiuty ;D
oraz Angelice, bez której tego rozdziału by nie było <3

Kocham Was ;**

Uwielbiam ten gif ;DD

Do następnego ^-^

czwartek, 23 maja 2013

5. I'm Wrapped Around Her Perfect Little Finger...

(Max)

Siedziałem pomiędzy Sami i Patty i pałaszowałem kolację. Będąc tu dowiedziałem się, że Conor Maynard to brat Sam, ale nie jestem pewny co do Justina. Sądząc po ich zachowaniu mogą być parą.
''Możesz przecież zapytać'' - odezwał się głos w mojej głowie.
Oczywiście, że nie mogę! Pomyśli, że mi odbiło! Jeśli się okażę, że oni są parą wyjdę na głupka, którym zresztą jestem.
Nagle z moich rozmyślań wyrwał mnie znajomy głos.
- Max, to prawda, że jesteś w zespole? - zapytała Sam. Otrząsnąłem się i szybko zebrałem się do odpowiedzi.
- Tak. Jestem członkiem The Wanted. - powiedziałem.
- Naprawdę? Uwielbiam waszą muzykę, ale jakoś nie zgłębiałam się kto jest w tym zespole.
- Jestem zaszczycony to słyszeć. - dodałem uśmiechnięty. - Może chciałabyś poznać resztę zespołu?
- Bardzo chętnie! może jutro?
- Wpadnę po ciebie o 14:00.
- No to jesteśmy umówieni.
- Idziesz do domu pełnego facetów? Jesteś pewna? - wtrącił się Conor.
- O mnie się nie musisz się martwic. Nathalie nauczyła mnie kilka ciosów, poradzę sobie. - odpowiedziała mu Sam.
- Zapewniam, że nic Twojej siostrze nie grozi. - uspokoiłem Conora.
- Czyli wszystko uzgodnione! - Sam radośnie zerwała się z krzesła. - To teraz panow...
- Stop! - nie dokończyła, bo przerwał jej Justin. - Panowie robili kolację, to panie biorą się za zmywanie!
- Zwolnij traktor panie Bieber. - wtrąciła Patty.
- Nic nie zwolnię panno Blake! Mój traktor ma racje!
- Zamknąć mordy! - krzyknęła Sam. - Conor i Jus zniosą naczynia ze stołu, a ja i Patty je pozmywamy, pasuje? - wszyscy zgodnie pokiwali głowami.
- A ja? - wtrąciłem się.
- A ty, drogi Maxiu sobie usiądź, w końcu jesteś moim gościem. - odpowiedział obiekt moich westchnień.
- Ale ja chcę pomóc...


(Samantha)

- Jak tak bardzo tego pragniesz, to łapaj szmatę. - powiedziałam rzucając w Maxa ręcznikiem.
- Tak jest jaśnie pani! - odpowiedział i zaczął wycierać umyte przeze mnie talerze.
Przez chwilę pracowaliśmy w ciszy, ale zaraz usłyszałam mówiącego coś Maxa.
- Bardzo wam dziękuje! - odwróciłam się i zobaczyłam go trzymającego pomidora. - Ta nagroda wiele dla mnie znaczy... Chciałbym podziękować moim rodzicom, rodzeństwu, moim kochanym przyjaciołom debilom i oczywiście osobie, bez której nie stałbym tu, gdzie stoję... Mojej szamcie! - chwycił ścierkę w dłoń, udając, że płaczę.
- Z Tobą chyba naprawdę jest coś nie tak... Powiedz o tym rodzicom , może jesteś jeszcze do uratowania. - odparłam dusząc śmiech.
- Ja jestem zupełnie normalny.. - dodał i zaczął kręcić się jak baletnica.
Nie zauważył, że podłoga jest mokra i pośliznął się, wpadając na mnie. Leżałam pod nim, a nasze twarze były niebezpieczne blisko. Patrzyliśmy sobie w oczy i zrozumiałam, że miałam ochotę go pocałować. Niestety chwilę później do kuchni wleciałam Patty.
- Sam skończ... - nie dokończyła gdy zobaczyłam nas leżących na podłodze. - A co się tu wyprawia? - spojrzała na nas podejrzliwie. W tym momencie Max i ja zerwaliśmy się z podłogi.
- Nic się tu nie dzieję. Ten głupek się wydurniał i nie zauważył, że podłoga jest mokra przez co się pośliznął wpadając na mnie. Oto cała sprawa.
- Mówcie co chcecie gołąbeczki. - powiedziała i wyszła z kuchni.
- Teraz mi żyć nie da! - powiedziałam rzucając ręce w górę.
- Przepraszam... - wtrącił Max.
- Nie masz za co. Najwyżej przez tydzień będzie rozpowiadać, że jesteśmy par... - nie dokończyłam, bo telefon Maxa zadzwonił.
- Przepraszam, muszę odebrać. - powiedział i odblokował telefon unosząc go do ucha. - Czego?.... Daj spokój.... Przecież dzwoniłem do Toma.... Dobra, uspokój się, zaraz będę... - na tym zakończył rozmowę i podszedł do mnie. - Muszę iść. Mój manager się wkurzył, bo mam kumpla debila.
- Nie ma sprawy. Spotkamy się jutro i poznam tego Twojego kumpla debila. - wyszliśmy z kuchni udając się w stronę drzwi wyjściowych.
- Dziękuję za zaproszenie. Bardzo milo spędziłem czas.
- Ja także. To do jutra.
- Do jutra. - powiedział i pocałował mnie w policzek.
Lekko zszokowana zamknęłam za nim drzwi i dołączyłam do moich przyjaciół siedzących w salonie.

----------------------------------------------------------------------------------------------------------
Taki krótki specjalnie dla Patrycji, bo się nie mogła doczekać ;D

Jutro mam konkurs z angielskiego, więc życzcie mi powodzenia ^-^

Do następnego ;**

niedziela, 19 maja 2013

4. I Found You...

(Patty)

Moje zaspane oczy powoli otworzyły się. Od razu dostało się do nich jasne światło wpadające przez okno. Podpierając się rękoma wstałam z łóżka, na którym leżałam. Zorientowałam się, że jestem w pokoju Sam i od razu przypomniały mi się zdarzenia z ubiegłej nocy.
Klopsiki, ciastka, lizanie.... Jesteśmy nienormalni. Ale właśnie dlatego kocham tym wariatów, choć nikt nie jest bardziej zwariowany ode mnie.
Spojrzałam na Sam leżącą na łóżku i postanowiłam, że ją obudzę, więc z rozpędu wskoczyłam na łóżko.
- Boże! Co się dzieje? Ratunku! - krzyczała zdezorientowana Sam.

- Wstawaj śpiochu!
- Ty jakże nienormalna dziewojo... wypierdalaj ze mnie!
Zeszłam z niej, a panna zdenerwowana (znaczy wkurwiona) zamknęła się o łazience. Ja natomiast dorwałam się do jej toaletki i sięgnęłam po szczotkę. Szybko rozczesałam swoje rozczochrane włosy i zawiązałam je w niedbały kucyk. Czując głód postanowiłam dorwać się do lodówki. Zeszłam na dół i gdy zobaczyłam salon po wczorajszych wydarzeniach zaczęłam się śmiać. Wyglądało to strasznie! Jak po przejściu huraganu, może nawet gorzej. Lekceważąc to udałam się do kuchni i dosłownie rzuciłam się na lodówkę. Wyjęłam z niej mleko, a z szafki nad zlewem moje ulubione płatki kukurydziane. Poszukałam jeszcze miski, do której wsypałam płatki i zalałam je mlekiem. Chwyciłam łyżkę i zaczęłam jeść najwspanialsze śniadanie.
Pustą miskę włożyłam do zmywarki i poszłam szukać chłopaków. Bez chwili zastanowienia udałam się do pokoju Conora. Zrobiłam swoje słynne wejście smoka i wleciałam do środka. Zastałam ich rozwalonych na kanapie grających na playstation. Sądząc po ich minach, moje wejście smoka nie zdziwiło ich.
- Ładna piżamka panno Blake. - odezwał się "najmądrzejszy" z nich.
- Ja przynajmniej wyglądam jak człowiek, a nie jak żul spod Biedronki panie Bieber.
- Nie znasz się na modzie! Taki wygląd to najnowszy trend w Kanadzie!
- Raczej w Mongolii... Jus, a czy my o czyś nie wiemy?
- O co ci chodzi?
- Skoro znasz się na modzie to albo jesteś gejem, albo kobietą.
- Droga panno Blake, upewniam Cię, że jestem 100% mężczyzną.
- Jakoś w to nie wierzę...
- Chcesz dowody?
- A jakie to dowody? - udawałam zainteresowaną.
- Chodź ze mną do innego pokoju to się przekonasz. - powiedział, jednoznacznie poruszając brwiami.
- Fuj! Nigdy w życiu z Tobą!
- Nigdy nie mówi nigdy. - powiedział i przesłał mi buziaka.
- Jesteś obrzydliwy!
- Wiem, że lubisz takich...
- Chciałbyś bejbe...
- Patty możesz przestać rozpraszać mojego kompana do gry? - wtrącił Conor.
- Tak jest sir! Już mnie nie ma głąby. - powiedziałam i szybko uciekłam za drzwi, bo Jus celował we mnie z lampy.

(Samantha)

Po wstrząsającej pobudce i porannej toalecie, postanowiłam znaleźć osobę, która mnie tak zmolestowała. Było to prostsze niż myślałam, bo gdy wychodziłam, wpadłam na nikogo innego jak Patty.
- Ogarnij te szympansy! - powiedziałam na "dzień dobry".
- Znowu rzucają klopsikami. - zapytałam i od razu udałam się w stronę pokoju mego brata.
- Nie do końca...
 Nie zdążyła dokończyć, bo gdy tylko otwarłam drzwi zastałam rzucona lampą! Już we własnym domu nie można spokojnie chodzić!
- Pojebało was!? - krzyknęłam.
- Sam? Przepraszam, to miało być na Patty! - zaczął się tłumaczyć Jus.
- No dobra, ale co Co zrobiła ta biedna lampa? - spojrzałam na kawałki lampy leżące na podłodze.
- Jest trochę kiczowata...
- Lepiej zamilcz, jeśli chcesz jeszcze trochę pożyć. - wtrącił Conor.
- Jako rekompensatę za moją lampę ugotujesz mi kolację.
- Uszykuj się na najlepszą kolację w swoim życiu!
- O nie! To ma być kolacja da wszystkich. A! I weź tu posprzątaj.
- Stary! Masz przejebane! - dodał Conor.
- Ty masz mu pomoc... - powiedziałam, a mina Conora zrzedła.
Wzięłam Patty za rękę i wyszłyśmy. Postanowiłam dać Justinowi wolną rękę i razem z Patty poszyłyśmy na spacer do parku. Ja musiałam trochę ochłonąć, a moja BBF musiała się trzymać z dala od Justina, bo inaczej by mi dom wysadzili.
Bez zastanowienia, udałyśmy się do naszego ukochanego miejsca, ale tym razem czekałam tam na mnie niespodzianka.
Gdy podeszłyśmy do naszego drzewa, zauważyłam, że ktoś pod nim siedzi. Zdziwiłyśmy się, bo nikt tu nie przychodzi, ale postanowiłyśmy przekonać się kto to jest. Kiedy byłyśmy wystarczająco blisko, poznałam faceta, który ram siedział. W duchu nawet ucieszyłam się, że to on.
- Proszę, proszę. Czy mnie oczy mylą, czy to mój łysy przyjaciel. - powiedziałam, a chłopak podskoczył ze strachu.
 Gdy tylko na mnie spojrzał, obdarował mnie swoim uroczym uśmiechem.
- Widzę, że mnie pamiętasz. - odparł i wstał.
- Ciężko zapomnieć kogoś tak przystojnego. - po cholerę ja to powiedziałam? Teraz uzna mnie za dziwaczkę.
- To może ja wrócę do domu i sprawdzę, czy nadal stoi - powiedziała Patty i odeszła.
- Naprawdę uważasz, że jestem przystojny? - uśmiechnął się Max
- Do mojego brata nie dorastasz, ale nie jesteś taki zły.
- Dziękuje za komplement piękna pani. Muszę kiedyś poznać Twojego brata, któremu nie dorastam do pięt.
- Chętnie przedstawię cię mojemu bratu debilowi. - czy on powiedział, że jestem piękna? o_O
- To może się spotkamy? - zapytał nieśmiało.
- Jasne! Jak się nie boisz, możesz wpaść do mnie. Nawet teraz. Akurat trafisz na kolację.
- Bardzo chętnie, tylko zadzwonię do chłopaków, że nie będę na kolacji.
Gdy Max już skończył rozmawiać, udaliśmy się do mnie. Kiedy staliśmy przed drzwiami przez chwilę bałam się je otworzyć, ze względu na to, że zostawiłam tu Conora i Jusa samych. Nie wiem czego mam się spodziewać.
Powoli jednak otworzyłam je i weszliśmy do środka.
- Jestem! Mam nadzieję, że nie zdemolowaliście mi domu! - krzyknęłam zdejmując buty.
- Nie masz się czego obawiać! - usłyszałam Conora
- Dlaczego ktoś miałby zdemolować Ci dom? - zapytał szeptem Max.
- Zostawiłam tu dwóch facetów, więc wiesz...
Weszliśmy do salonu, który połączony był z kuchnią. Gdy zobaczyłam jadalnie zaparło mi dech w piersiach. Nie mogłam uwierzyć w to co zobaczyłam.
- Podoba Ci się? - Conor podszedł do mnie i przytulił mnie. - Ja przystroiłem stół.
- Conor, to jest niesamowite! Nie wiedziałam, że masz taki talent!
- Wątpisz w to, że mam wiele talentów?
- Nie śmie. - w tym momencie wzrok mojego brata powędrował na Maxa.
- Max? Co ty tutaj robisz stary? - Conor podszedł do niego i przywitali się po męsku.
- Sam mnie zaprosiła. - odparł.
- Skąd znasz moją siostrę?
- Sam to Twoja siostra? - zdziwił się jak ja na widok najebanej Patty w mojej wannie w ostatniego sylwestra.
- Przecież chciałeś poznać mojego brata. - wtrąciłam .
- To wy... jesteście rodzeństwem?
- Nie... Moim bratem jest Jezus i razem łamiemy ciastka.
- Przemawia przez Ciebie czysty sarkazm... - do pokoju wszedł Justin.
- A pani co taka zdziwiona?
- Bez takich! Ja tu Ci kolację zrobiłem, ciężko pracowałem, żeby Ci dogodzić!
- Pamiętaj, że ta kolacja była za karę!
- Ale to nie zmienia faktu, że się starałem.
- Już dobrze. Dawaj miśka. - powiedziałam i rozłozyłam ręce, a on mnie przytulił.
- Max. - zwróciłam się do Łysego. - Poznaj moją ukochaną babcię Justynkę. - powiedziałam nadal trzymana przez Jusa
- Miło pana poznać. - zaczął Jus udawanym głosem staruszki. - Możesz mówić do mnie Crazy Babcia.
- Jak ty jesteś Crazy Babcią to ja jestem zakonnicą. - do salonu wleciała Patty.
- Teraz się okazuje, że ja własnych przyjaciół nie znam! - wyrwałam się Justinowi i chwyciłam Maxa za rękę.
Gwałtownie pociągnęłam go do stołu i posadziłam na krześle jak małe dziecko. To samo zrobiłam z Conorem, Jusem i Patty. Dopiero wtedy mogliśmy zacząć "normalnie" jeść.

----------------------------------------------------------------------------------------------------------
Przepraszam, że tak rzadko dodaje rozdziały, ale na razie muszę się skupię na poprawianiu ocen...
Siedziałam nad nim 2 godziny na balkonie, więc mam nadzieję, że się spodoba ;D

Do następnego ;**